Harry rozejrzał się po pomieszczeniu. Nikogo tu nie znał, przynajmniej tak mu się wydawało. Usiadł na wskazanym miejscu i niemrawo zaczął dziubać w talerzu.
Pewnie tym gościem będzie Dumbledore, och jak ja go nienawidzę! Za co! Nawet tu nie da mi spokoju! Super, już wariuję, gadam sam ze sobą. Ciekawe ile czasu będę musiał siedzieć w tym sierocińcu. Znając życie Drops załatwi że adoptuje mnie ktoś z Zakonu. Pięknie. Wolałbym żeby adoptowali mnie zwykli mugole!
Skończył jeść posiłek, no dobrze, odłożył pełny talerz po cichym oznajmieniu, że nie jest głodny. Wstał od stołu i skierował się do gabinetu dyrektorki sierocińca. Nastawiał się na kłótnie, oczywiście, jeśli tam będzie Dumbledore.
Doszedł pod drzwi, nabrał głęboko powietrza, jakby miała to być ostatnia rzecz w jego życiu i zapukał.
- Proszę wejść! - usłyszał zduszony głos dobiegający zza drzwi.
- Dzień dobry pani - przywitał się grzecznie, udając że nie widzi siedzącego gościa.
- Witaj Harry, jak widzisz przybył tu pan Dumbledore, który mi wszystko wytłumaczył. Ja zostawię was samych, bo pewnie musicie porozmawiać - wyszła. Odprowadził ją miną zbitego psiaka. Nabrał powietrza i powoli odwrócił się w stronę Dropsa.
- Witaj Harry - odezwał się staruszek.
- Dzień dobry panie profesorze.
- Składam ci najszczersze kondolencje z powodu zmarłej rodziny, wiem że nie masz już nikogo i dlatego trafiłeś do tego miejsca. Już załatwiłem, że adoptują cię Remus z Tonks, ale skompletowanie tych wszystkich specjalnych papierów może potrwać nawet z pół roku. Pani dyrektor powiedziała, że niestety nie może zrobić nic, aby nikt inny ciebie nie adoptował, ale postara się o to - zrobił krótką przerwę. - Chciałbym cię przeprosić, że zwlekałem tak długo z pokazaniem ci przepowiedni, że to przez to zginął Syriusz... Nie obwiniaj się o to, bo on by tego nie chciał...
W Harrym się gotowało. On mi kłamie w żywe oczy! Może i się martwi, ale nie o niego tylko o Rycerzyka w złotej zbroi!
- Skąd pan może wiedzieć czego on by chciał, a czego nie. Pan jest takim idiotą, czy takiego udaje, że nie wie, że panu już w nic nie uwierzę, stracił pan moje zaufanie, gdy pan mi nie powiedział wcześniej o przepowiedni, a jeśli to wszystko to chciałbym pójść już do pokoju bo jestem zmęczony.
- Martwię się o ciebie Harry.
- Pan się nie martwi o mnie, tylko o Złotego Rycerzyka który ma zbawić świat! - wybuchnął.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Z tym " Pan jest takim idiotą, czy takiego udaje " to przesadziłaś, ale ok, fajnie się zaczyna :D
OdpowiedzUsuń