środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 22

-Severusie, przyniosłeś eliksir?
-Tak, Panie.
-Doskonale, doskonale! - Czarny Pan był zdecydowanie w zbyt dobrym humorze. - Dziękuję Severusie. Możesz odejść.
Voldemort przeszedł do pustej sali. Wydawałoby się pustej. Na środku podłogi znajdowały się dziwne znaki, prawdopodobnie runy, które tworzyły okrąg. Śmiało wszedł w niego i połknął cały eliksir przygotowany przez Snape'a. Upadł na kolana, zginając się w pół, ale mimo wszystko jego usta wykrzywione były w sadystycznym uśmiechu. W końcu osiągnie swój mały cel, a do tego największego już nic nie stanie mu na drodze.
-Omnes supernaturalis vires, acresso vos! Adiuva mihi consequi mirabilis protestate, per quod vincit!- kolejna fala bólu.- Adiuva me potentem! Da mihi virtutem suam fragmen, ut assequi omnes!*
Następnie sala wypełniła się przerażającym wrzaskiem, który długo nie ustępował.

***

-Harry już jesteś!
Schodząc po schodach do Sali Wejściowej, rozejrzał się po zgromadzonych. Dumbledore, McGonagall, Snape, Remus i profesor od zaklęć- Niger Canis. Jego przyjaciele już czekali.
Kurczę, przez ten wir nauki zapomniałem spotkać się z Remusem. Mam nadzieję, że jeszcze to kiedyś nadrobię.
Położył swoje rzeczy koło kufrów Zacka, Nat i Dracona. Dziesięć minut do dziesiątej.
-Jeszcze nie przyjechali?
-Z tego co zdążyłam się zorientować, państwo Rose są bardzo punktualni, tak jak państwo Malfoy.- pośpieszył z odpowiedzią Albus. Widać było po nim, że się zamartwia o losy przyjaciół. Na jego twarzy pojawiło się trochę więcej zmarszczek, no i oczy... Straciły swój blask jakże charakterystyczny dla Dyrektora Hogwartu.
Rozejrzał się po otoczeniu. Będzie mu brakowało tej atmosfery, nieodgadniętych tajemnic czających się w każdym kącie i magii tego miejsca. Jednak przez te kilka lat ta szkoła była jego domem.
-Szkoda, że nie zdążyliśmy zrobić naszego finałowego numeru, prawda?- z otępienia wyrwał go głos Zacka. 
Harry spojrzał na przyjaciela. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, uśmiechał się szeroko, ale to nie był jego prawdziwy uśmiech
-Tak, nie zdążyliśmy pożegnać naszego Seva. Ale zobaczycie, jeszcze tu kiedyś wrócimy i uczniowie zdążą zobaczyć go przebranego za króliczka! Może na Wielkanoc wpadniemy tu, co?- również śmiała się Ruda.
Czarny już chciał dorzucić swoje trzy grosze, ale podszedł do niego Lupin z Canisem.
-Harry, chciałbym cię jeszcze raz przeprosić, za wszystko. Będzie mi ciebie bardzo brakowało, na prawdę. Mam nadzieję, że będziesz wpadał często do Kwatery, powygłupiać się z nami.
-Profesorze...
-Proszę, mów mi Remus, albo Lunatyk.
-Remusie, nie masz za co przepraszać, to ja powinienem. Ty razem z Tonks staraliście się załatwić dla nas dom u siebie, a ja ciebie ani razu nie odwiedziłem!
-Oj Harry, Harry, jesteś taki sam jak Lily...- nie dokończył, głos mu się załamał. Mężczyzna zdążył już przywiązać się do tego chłopaka, traktował go jak syna. Razem mocno się przytulili, oboje wzruszeni i niechcący się rozstawać.
-Harry...- przerwał im profesor Niger.
-A właśnie, musimy Ci coś wyjawić.- spojrzał prosto w oczy chłopakowi.
-O co chodzi?
-Profesor Niger... On nie jest tym, kim myślisz.
-Nie rozumiem...
-Jestem..
-Harry!- Dumbledore ma wyjątkowe wyczucie czasu, na prawdę. Posłał mężczyzną przepraszające spojrzenie i podszedł do reszty nauczycieli. Zawołali też resztę młodzieży.
-Dzieciaki, będzie nam was bardzo brakować. Na zawsze wpisaliście się w karty historii tej szkoły i znaleźliście stałe miejsce w naszych sercach. Mam nadzieję, że poradzicie sobie tam, gdzie traficie. Nie możecie się poddawać. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o nas. Odwiedźcie czasem mury Hogwartu, zawsze będziecie mile widziani...
Dzwon wybił godzinę dziesiątą. Drzwi otworzyły się i weszły do środka dwie pary. Na przedzie rozpoznali Malfoyów, a kilka kroków za nimi zapewne szli państwo Rose.
Harry skupił uwagę na tych drugich. Kobieta była smukłą blondynką o kręconych włosach, jej oczy były szare jak stal, ubrana była w długą suknię w kolorze jasnego błękitu sięgającą aż do ziemi. Wyglądała bardzo majestatycznie i elegancko.
Mężczyzna również robił ogromne wrażenie- wysoki, szczupły, perfekcyjnie ułożone brązowe włosy i piwne oczy docierające wgłąb duszy. Ubrany był w czarną szatę na styl Lucjusza Malfoya.
-Witam was, państwo Malfoy oraz państwo Rose, w Hogwarcie.
-Witaj Albusie- skinął głową Lucjusz. To samo uczynił Tom.
Przywitali się z resztą. Harry obserwował każdy ruch jego nowych opiekunów. Nie wzbudzili jego zaufania, jego wewnętrzna intuicja krzyczała: ,,Uciekaj! Oni są źli! Nie wiadomo co cię czeka!", ale rozum kazał mu zostać. Przybliżył się tylko do przyjaciół.
Nat posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Czuje to samo co ja. Ścisnął jej dłoń, aby dodać otuchy. Zack nadal wiódł wzrokiem za przybyszami. Wyjątkowo nie miał ochoty na żarty, był całkowicie poważny.
Harry przeniósł wzrok na nauczycieli. Remus z Canisem obserwowali przybyszy z pewnej odległości, Minerwa rozmawiała właśnie z panią Malfoy, Dumblerdore z mężczyznami, a Snape... Zapaliła mu się czerwona lampka w umyśle. Co chwilę zerkał w stronę Toma Rose. Jego oczy jakby przez chwilę odkryły, co się dzieje w umyśle nauczyciela- strach- ale zaraz później znowu były obojętne.  Coś tu jest na rzeczy.
-Witajcie - podszedł do nich brunet. Skinął głową na męską część młodzieży, a Rudą delikatnie ucałował w dłoń. Dziewczyna lekko się zarumieniła. Zwrócił się teraz do Pottera i Nathalii: - Jak wiecie, będę waszym nowym opiekunem. Mam nadzieję, że uda mi się z wami zbudować rodzinną atmosferę, że będziecie mnie traktować jak ojca i poznamy się bliżej. Pewnie zastanawiacie się, gdzie będziemy mieszkać. Razem z żoną mamy wielką rezydencję w północnej Kalifornii, spodoba wam się. Nie będziecie uczęszczać do szkoły, sami zajmiemy się waszą edukacją. Pożegnajcie się z przyjaciółmi i jedziemy do nowego domu.
Odszedł. 
-Będę za wami tęsknić chłopaki!- rozpłakała się Ruda.- To będzie okropne, żyć bez naszej małej grupy! 
Cała czwórka się przytuliła.
-Nie wiadomo co stary Malfoy dla nas przygotował - wymamrotał Zack.
Oderwali się od siebie i podeszli do starszych. Narcyza z Lucjuszem razem z chłopakami skierowali się w stronę wyjścia, zapewne do powozu. Posłali sobie ostatnie smutne spojrzenia i stracili siebie z oczu. 
Ruda z Czarnym czekali aż ich nowi opiekunowie pozałatwiają ostatnie papiery i mieli już zaraz jechać. Delektowali się ostatnimi chwilami spędzonymi w tej szkole.
-Harry!
Znowu podeszli do nich Lupin z panem Nigerem.
-No, w końcu możecie mi wyjaśnić, o co chodzi - uśmiechnął się lekko Potter.
-Niestety, wprost nie możemy ci wyjawić prawdy, ponieważ obowiązuje nas przysięga złożona Albusowi. Twierdzi, że nie jesteś gotowy na to, bla bla bla, my wiemy, że powinieneś już o tym wiedzieć od początku.
-Do rzeczy.
-Niger Canis nie jest Nigerem Canisem.
-Co?
-Pomyśl przez chwilę. Na pewno musnąłeś trochę łaciny.
Przydałaby się tu teraz Hermiona. Posłał Nathalii zdezorientowane spojrzenie, ta też próbowała rozwikłać o co im na brodę Merlina może chodzić.
Niger Canis. Niger Canis. Co to niby ma znaczyć? Niger to chyba był czarny, ale Canis nie mam bladego pojęcia.
-Coś czarnego.
-Brawo! Ale co dokładniej? Podpowiedź- rusza się - uśmiechnął się do niego profesor Zaklęć.
-Jakieś czarne zwierzę.
-Ale jakie?
-No dzieci, idziemy!- zawołała Arisa.
Szybko uścisnął Lunatyka i ścisnął dłoń drugiego nauczyciela. Dziwne, wydawało mi się, że w jego oczach zawitał smutek...
Podążyli za państwem Rose. Ostatnie spojrzenie posłali dorosłym oraz ogromnemu zamczysku, które zawsze będzie w ich sercach, które zawsze będą kochać. 
Wsiedli do czarnego powozu, prowadzonego przez dwa czarne pegazy, bardzo rzadkie, ale piękne i majestatyczne stworzenia. Tak jak cała ta rodzina.
Wzbili się w powietrze. Arisa i Tom pogrążeni byli w cichej rozmowie, a Nat wpatrywała się w widoki za oknem. On sam cały czas główkował nad zagadką. 
-Nigdy wcześniej nie widziałam czarnych pegazów, wiesz? - szepnęła do niego przyjaciółka.
-Piękne są.
-Pamiętam jak byłam mała, zawsze chciałam mieć takiego i mojego biednego psiaka ubrałam w skrzydła i przefarbowałam na czarno. Był bardzo uroczy - uśmiechnęła się do wspomnienia.
I wtedy go olśniło. Niger Canis. Czarny pies. Syriusz.

***

*Omnes supernaturalis vires, acresso vos! Adiuva mihi consequi mirabilis protestate, per quod vincit! Adiuva me potentem! Da mihi virtutem suam fragmen, ut assequi omnes! -(łac.) Wszystkie siły nadprzyrodzone, wzywam was! Pomóżcie mi osiągnąć niezwykłą moc, dzięki której zwyciężę! Pomóżcie mi stać się potężnym! Dajcie mi kawałek swojej mocy, abym mógł osiągnąć wszystko!

***

No to co, mamy już 22 za sobą. Trochę krótki, ale stwierdziłam, ze takie mi się lepiej i sprawniej pisze, nie obrazicie się? :)
Myślałam, że wena się na mnie obrazi, bo ostatnio znowu miałam rundkę szpitalową eh. (Nienawidzę szpitali, lekarzy, pielęgniarek i wszystkiego co z tym związane!) Byłam zła, bo z reguły w takich sytuacjach ona sobie wyjeżdża w świat beze mnie, a tu  północ, cierpiąca, zwijająca się z bólu Alex nie może spać i olśnienie! Odpalam komputer i rach ciach rozdział napisany!
Cieszycie się z Syriusza? Haha! Opowiadanie bez niego to nie opowiadanie :< NO PRZECIEŻ KAŻDY GO KOCHA!
Zaczynam serię rozdziałów pełnych niespodzianek i zwrotów akcji! (Przynajmniej tak planuje, nie wiem co moja wybredna przyjaciółka zadecyduje)
Następny rozdział przewiduję dość szybko, bo mam teraz wolne do czwartku ^^

Wynagrodźcie mi moje poświęcenie i zostawcie po sobie chociaż króciutki komentarz, proszę!

Do następnego rozdziału!
Alex.