poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 24

W pętli czasu minął dobry rok, kiedy Tom Riddle stwierdził, że jego dzieci mogą spokojnie wrócić do Hogwartu. W tym czasie przerobili cały materiał szkolny, opanowali czarną i białą magię, także niewerbalną i podstawy bezróżdżkowej. W znaczny sposób poprawili też swoją kondycję fizyczną, nie tylko poprzez ćwiczenia, ale także walkę białą bronią. (Tak, tak, moi kochani, nasz Harry, a raczej Xawier stał się niezłym ciachem, tak jak i Danielle niczego sobie ;) Nauczyli się, jak być czystokrwistym arystokratą i nikt już im nie zarzuci braku pewności siebie, czy też niesamowitej gracji.
Ale te efekty nie osiągnięto łatwo, o nie. Ich nauka była bardzo napięta, za każdy błąd przypłacali ogromnym bólem, a większość zaklęć ćwiczyli na samych sobie. Na lekcjach nie można było uronić ani jednej łzy, czy też upaść. Przez to opanowali odporność na ból i kontrolowanie własnych emocji.
Kiedy Tom zdjął pętle czasu, kalendarz wskazywał dwudziestego ósmego października. Następnego dnia mieli jechać do Ministerstwa Magii w Londynie i Hogwartu pozałatwiać wszystkie papiery. Xavier uśmiechał się szyderczo, wiedząc, jakie reakcje wywoła ich nazwisko. Nie mógł się wprost doczekać.
Ale zanim do tego dojdzie, zerkniemy na chwilę na naszego Zacka?
Przez ten okres czasu również ćwiczył pod pętlą, lecz nie tak intensywnie, jak młodzi Riddlowie. Bardzo zżył się z Draco. Na szczęście, mimo usilnych starań Lucjusza, nic nie zmieniło jego poglądów. W takim razie, dlaczego jeszcze żyje? Od dziecka był bardzo dobrym aktorem.
Z tego co udało im się podsłuchać, stary Malfoy planuje ponownie wysłać ich do Hogwartu w Halloween. Nie mogli się doczekać zobaczyć znowu swoich przyjaciół, pomimo tego, że to nie będzie już to samo, bez Harry'ego i Nat.
Jedyne co go niepokoiło, to to, że zostanie zmuszony do wstąpienia w szeregi Voldemorta. Wiedział, że od tego nie ucieknie. Miał tylko nadzieję, że uda mu się przekonać Albusa Dumbledore'a, że nie postanowił zmienić strony w tej wojnie. Chciał też szpiegować dla Dyrektora. Może przeżyje tą całą chorą sytuację i wytrwa do końca.
A co w Hogwarcie?
Wszystko stało się takie szare. Nikt nie robił dowcipów, bo po co, jeżeli główni ich inicjatorzy odeszli. Ludzie popadali w rutynę, nie mieli żadnej odskoczni.
Nasi przyjaciele nie byli już tacy sami- smutni, chodzący ze wzrokiem wbitym w ziemię, niektórzy nawet z worami pod oczami. Po prostu, brakowało im tej zwariowanej trójki. Od czasu do czasu wbijali do klubu, ale też nie potrafili się dobrze bawić.
Nic już nie jest takie same, jak było.

***

Następnego dnia, teleportowali się wprost do Holu Głównego w londyńskim Ministerstwie. Z racji na nowy wygląd Toma, nie wybuchła żadna histeria, bo po prostu nikt go nie rozpoznał. Szkoda, byłaby niezła zabawa. Xavier szedł z dumnie uniesioną głową, patrząc na wszystkich pogardliwie. Zdecydowanie nie lubię ludzi. Zajechali do jakiegoś apartamentu, nie interesowało go to. Ojciec szepnął kilka słów do odpowiednich ludzi i już miał wszystkie zgody, których nawet Dumbledore nie mógł podważyć. Podpisał kilka papierków i już zmierzali do Hogwartu. 
Przenieśli się przed Bramę Główną, która zaraz się otworzyła, rozpoznając ich zamiary. Spojrzał na swoją siostrę, Danielle. To jedyna osoba, z którą miał ciepłe kontakty i po prostu był przy niej sobą. Do rodziców nie czuł żadnych uczuć, byli po prostu mu obojętni. Oczywiście okazywał należyty im szacunek. A Scorpius? Dziwna sprawa, niby ufał mu, ale nie tak jak Dan. Istniała między nimi cicha rywalizacja, no i ojciec go faworyzuje, co mi się zupełnie nie podoba.
Szli spokojnie zaśnieżoną ścieżką. Kilka dzieciaków patrzyło na nich z zainteresowaniem. Ale on nie zwracał na nich uwagi, wolał skupić ją na ogromnym zamku, który robił niesamowite wrażenie. Jego oczy zamigotały, zawsze kochał tajemnice, a był pewien, że było ich tu pełno.
Im bardziej zbliżali się do wejścia, tym więcej osób napotykali. A to dzieci klejące bałwana, a to zakochaną parę, która wybrała się na romantyczny spacer, a to grupkę przyjaciół śmiejących się cicho w swoim gronie.
Z Sali Wejściowej skierowali się wprost do Gabinetu Dyrektora. Po drodze mijali wiele pomieszczeń i obrazów, które przyglądały im się z zaciekawieniem. Stanęli przed Kamienną Chimerą.

"-Liczmy na to, że nie zdążył zmienić od ostatniego razu - westchnęła rudowłosa.- Cytrynowe Dropsy.
Chimera ani drgnęła. Zaczęli wymyślać jakieś nazwy słodyczy, oprócz pewnego czarnowłosego. On musiał potwierdzić swoje przypuszczenia:
-Pierdolone Cytrynowe Dropsy!
O dziwo, teraz ustąpiła im miejsca. Reszta stała zszokowana, a on nie mógł ustać ze śmiechu."

Co to było? Wspomnienie? Może sen? Raczej sen, bo nikogo z osób występujących w tym... czymś po prostu nie znał.
Nie musieli podawać hasła, ponieważ kamienny gargulec sam odskoczył ukazując się wyłaniającą postać mężczyzny o miodowych włosach i oczach, z jego twarzy można było wyczytać zmęczenie i dużo doświadczenia życiowego.

"Czarnowłosy przechadzał się ze starszym po lesie, co chwila wybuchając śmiechem. Oczy starszego świeciły się radośnie, gdy o czymś żywo opowiadał.
-I wtedy twój ojciec rzucił Lily w zaspę śniegu i zaraz poleciał na drugi koniec parku. Twoja matka była wtedy tak wkurzona, że wszyscy stali co najmniej pół metra od niej. Syriusz podzielił jej los, ponieważ zaczął się śmiać, a każdy wie, że z Lisicą nie wolno było zadzierać..."

Znowu to samo! Skąd te obrazy się biorą? Wyglądają jak wspomnienia, ale przecież nawet mnie na nich nie ma.
Zapukali do drzwi i słysząc ciche zaproszenie, weszli. Gabinet był mały, lecz przestronny. Na ścianach wisiały portrety dawnych dyrektorów, którzy teraz spali, albo przynajmniej udawali, że to robią.
-Dzień dobry. Co państwa sprowadza w nasze skromne progi? Proszę, siądźcie - wyczarował jeszcze trzy krzesła dla nas, lecz my uprzejmie podziękowaliśmy, zdecydowanie woleliśmy postać.
-Przyszliśmy zapisać nasze dzieci do Hogwartu. Do tej pory uczyliśmy ich w domu, lecz stwierdziliśmy, że najwyższa pora, aby zaczęli uczęszczać do szkoły - uśmiechnęła się ciepło Arisa. Lecz każdy, kto ją znał dłużej, wiedział, że to nie był prawdziwy uśmiech.
-Mogę prosić o dokumenty i wyniki SUM-ów?
Pierwsze, na co patrzy każdy normalny człowiek to nazwisko. I Albus też nie był wyjątkiem. Zbladł i rzucił im uważne spojrzenie. Widać było, jak zawzięcie myśli.
-Czy państwo są ro...
-Nie, to zwykła zbieżność nazwisk - uśmiechnął się 'smutno' Tom. - Nawet pan nie może sobie wyobrazić, ile problemów przez to mamy. To było też jednym z głównych powodów, dlaczego woleliśmy uczyć dzieci w domu.
-Jasne, rozumiem. - wrócił do przeglądania dokumentów. - Cóż, wyniki testów są na bardzo wysokim poziomie, widać, że to ambitni uczniowie, a takich właśnie nasza szkoła potrzebuje. Myślę, że bez problemu przyjmiemy ich na drugi semestr...
-Ale panie Dyrektorze, nam bardzo zależy, aby przyjąć ich jak najszybciej - Arisa ściszyła teatralnie ton. - Obawiamy się, że grozi nam niebezpieczeństwo.
-Och, a jakie, jeśli mogę wiedzieć?- spytał się Albus z wyraźną troską na twarzy. Och, jaki on jest łatwowierny.
-Voldemort postawił nam propozycję przyłączenia się w jego szeregi, a my odmówiliśmy, bo pragniemy zostać neutralni jak dotychczas w tej wojnie.
-Och, jasne - zerknął jeszcze raz w papiery. - Cóż, nie wiem, czy będę w stanie to dla państwa zrobić, trzeba załatwić wiele papierów w Ministerstwie i...
-Niech się pan o to nie martwi, Dyrektorze, my już wszystko załatwiliśmy - Tom podsunął mu pod nos odpowiedni papier z nikłym uśmiechem na twarzy.
-Cóż, niech będzie, ale i tak potrzebujemy kilku dni, dlatego najszybszy termin to będzie trzydziesty pierwszy października, czyli Halloween, zgadzacie się państwo?
-Oczywiście.
-Ceremonia Przydziału odbędzie się na uczcie z okazji tego święta. Mam nadzieję, że szybko polubicie naszą szkołę - uśmiechnął się do nas szeroko. Ych, na wymioty się zbiera, szczególnie nie lubię takich ludzi. -Do zobaczenia.
-Do widzenia Dyrektorze.
Po wyjściu z terenu Hogwartu po tej jakże ciekawej rozmowie, przenieśliśmy się do naszej rezydencji. Tam zbliżał się już wieczór.
-Macie teraz czas wolny, z racji tego, że jutro oficjalnie przedstawię was moim Śmierciożercom. Liczę na to, że nie narobicie mi wstydu.
-Nie, ojcze.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Nie miałem co robić, więc sięgnąłem po pierwszą lepszą książkę. Czy Biała Magia, aby na pewno jest Biała? Zapowiada się ciekawy wieczór.

***

Następnego dnia obudziłem się po ósmej.  Wykonałem szybko poranną toaletę i punktualnie zszedłem na śniadanie. Posiłek minął w ciszy, a zaraz po nim Tom podał nam czarne szaty i złote maski. Sam przywrócił sobie stary wygląd, bo jak sam mówi, "ta wersja jest bardziej przerażająca".
Nakazał nam teleportować się razem z nim do Ciernistego Dworu, co też uczyniliśmy.  Już raz nas tu zabrał, pokazując nam, na czym polega praca Śmierciożerców i Czarnego Pana. Oczywiście, wtedy pozostawaliśmy w ukryciu.
Idąc za Tomem, przez każdą komórkę ciała przechodziła ekscytacja. Nie mogłem się doczekać tego, co miało nadejść.
Weszliśmy bocznymi drzwiami do, jeszcze pustej, Sali Tronowej. To tu odbywały się wszystkie zebrania i torturowano ludzi.
Była ona wykonana całkowicie z kamienia, z wielkimi oknami na  bocznych ścianach. Na jednej krótszej, znajdowały się masywne drzwi a na drugim końcu pomieszczenia znajdowały się dwa 'trony', przeznaczone dla ich rodziców.
-Stańcie za nami i nie odzywajcie się, dopóki wam nie powiem, jasne?
Potwierdziliśmy i stanęliśmy we wskazanym miejscu. Po prawej stronie Arisy stała Danielle, kilka kosmyków jej długich włosów wystawało spod kaptura, między Matką a Ojcem stał Scorpius i po lewej stronie Toma ustawiony byłem ja.
Serce przyśpieszyło swoje bicie, kiedy do sali zaczęli napływać Śmierciożercy. Prawie wszyscy przystawali zaskoczeni, widząc 3 nowe osoby i to w dodatku w złotych maskach! Na szczęście znajdowali się też tacy, którzy mieli trochę opanowania i ratowali honor reszty.
-Witajcie moi kochani Śmierciożercy! Mam nadzieję, że przynosicie mi równie dobre wieści, co i ja wam! -wysyczał z tym swoim trupiobladym uśmiechem. Szereg czarnych szat na chwilę zaszumiał, lecz po sekundzie znowu nastała cisza.
No to zaczynamy zabawę.

~*~

Witajcie ponownie! Myślę, że rozdział jest nawet ok, a wy? Dostałam nagłego natchnienia! Haha jestem z siebie dumna. Co z tego, że jest po drugiej już ups. Ale to wina przeklętej burzy! A ja strasznie się boję nocnych burz! Ajć! Właśnie trzasnęło! 
Przydałby się taki Dracuś lub Syri do przytulenia, ale cóż, muszę się nacieszyć poduszką :(
Nie przedłużam dłużej. 
Pozdrowienia spod chowającej się pod biurkiem Aleksi!

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 23

Rozdział dedykowany Idril, która niedawno miała swoje urodzinki :)


Harry obudził się z płytkiego snu. Pędzili już na ziemi w stronę wielkiej rezydencji. Dom... nie, pałac zbudowany był z białego marmuru, dwupiętrowy, w stylu gotyckim. Wokół roztaczał się piękny i zadbany ogród z rzadkimi roślinami, zdecydowanie przeważały czarne róże.
Odwrócił się w stronę przyjaciółki, lecz ta też już nie spała i razem z nim podziwiała piękno tego miejsca. Wszystko tu robiło ogromne wrażenie.
Zajechali na podjazd. Drzwi otworzył im skrzat, ale nawet nie zdążyli mu się przyjrzeć, bo od razu skłonił się głęboko przed swoimi panami. Wyszli za dorosłymi, cały czas zachowując napiętą ciszę. Podeszli do rzeźbionych drzwi. Były tam różne magiczne stworzenia, lecz co najdziwniejsze, wszystkie ukazywały swoją uległość wężowi zastygłemu w pozie zwiastującej szybki atak. Pod dotykiem dłoni Toma, zajarzyły się i bezszelestnie ukazały im wejście do środka.
Po przejęciu peleryn przez skrzata, skierowali się mrocznym korytarzem, jak się domyślili, do salonu. Było to średniej wielkości pomieszczenie. Ściany koloru mlecznej kawy idealnie komponowały się z ciemnymi panelami i szarymi meblami. Na środku stały przytulne fotele i mały stolik, otaczające półokręgiem wesoło trzaskający kominek. Przed nim leżał kremowy dywan. Na ścianach znajdowały się regały z najróżniejszymi księgami.
Arisa wskazała im ręką, że mają usiąść. Chwile potem dołączyli ich nowi opiekunowie, zachowywali się trochę inaczej. Na twarzy Toma zawisł delikatny uśmiech, zawierający więcej samozadowolenia niż ciepła dla jego podopiecznych, a Arisa miała taki dziwny błysk w oczach. Niby nic nieznaczące szczegóły, ale dla Pottera, który spotkał już w swoim życiu wiele fałszywych ludzi, tylko wołały "Teraz chłopie, wpakowałeś się w największe kłopoty, jakie kiedykolwiek miałeś". Lecz teraz nie było już odwrotu.
-W tym własnie miejscu, wasze dawne życie się kończy. Zaczynacie nowe- lepsze, mroczniejsze...
-Ale...
-Nie przerywaj mi głupia dziewucho, kiedy mówię!- wrzasnął na nią Tom. Nathalia aż poczerwieniała ze złości, chciała wstać i wygarnąć mu, co myśli o takim traktowaniu, ale nie mogła ruszyć się ze swojego fotela. Szarpała się jeszcze kilka chwil, kiedy uśmiech Toma jeszcze bardziej się powiększał.
-To na nic Nathalio. Trzeba było zastosować... małe środki ostrożności, na wypadek, gdybyście chcieli uciec od nas - uśmiechnął się szyderczo. - Czas, abyście się dowiedzieli prawdy. Jestem Tom Marvolo Riddle, znany jako Lord Voldemort, a to moja żona, Arisa Riddle, zanim przerwiesz Potter swoim głupim pytaniem, zgadza się, nie przesłyszałeś się, ale to związek z czystych interesów, w końcu ród Riddle'ów nie może wyginąć - zaniósł się mrocznym śmiechem. - Zostanie na was przeprowadzony rytuał, po którym zapomnicie o swoich dawnych ideałach. Staniecie się nowymi osobami. Przejdziecie odpowiednie szkolenie, w końcu zostaniecie nowymi potomkami rodu. Powinniście być zadowoleni, że chcieliśmy was o tym poinformować, taki... prezent wynagradzający wam wszystko. To chyba wszystko na teraz..
Po pokoju rozniosło się ciche, lecz stanowcze pukanie. Do środka wszedł dosyć wysoki blondyn o kręconych włosach i stalowoszarych oczach. Miał może 16-17 lat. Harry doskonale go znał. Jak to możliwe?
-Ojcze - chłopak, przyklęknął przed fotelem Toma. - Matko - z gracją ucałował wierzch dłoni Arisy. Wycofał się za fotele swoich rodziców.
-Ach, muszę wam przedstawić mojego kochanego syna, Scorpiusa Riddle. Harry, ty chyba zdążyłeś go poznać, prawda?
-Ale to niemożliwe...
-A jednak, pozory potrafią zamydlić oczy człowieka, prawda? - cicho powiedział młody Riddle.
-Myślę, że już koniec tych formalności, możemy przejść do rzeczy?- zniecierpliwiła się kobieta. Harry i Nat posłali sobie przerażone spojrzenie, bali się, co ich czeka. Bali się, że zapomną o swoich przyjaciołach, którzy zostali w Londynie, że stracą wszystkie te dobre i złe wspomnienia, bo przyznajmy sobie szczerze, w najbliższym czasie stracą samego siebie.
-Racja Ariso. Drętwota! - Ostatnie słowa i błysk czerwonego światła przed nastaniem całkowitej ciemności.

***

Obudził się w ciemnym pokoju z ogromnym bólem głowy. Ledwo co uchylił powieki, już musiał je zamknąć z powodu wiązki światła padającej tuż na jego twarz. Zmusił swoje odrętwiałe ciało do przewrócenia się na bok. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Cały pokój był urządzony w różnych odcieniach brązu. W rogu stała ogromna szafa z lustrem, po środku dwa czarne fotele z małym stoliczkiem z ciemnego drewna, a tuż za nimi był kominek. Na lewo stało duże łóżko z ciemno zielonym baldachimem, na którym właśnie leżał. Na przeciwko duże okno i biurko. Obok drzwi, pewnie prowadzące do łazienki. 
Spróbował się podnieść, ale zaraz tego pożałował z powodu nagłych zawrotów. Próbował sobie przypomnieć cokolwiek, ale nic nie pamiętał. Nawet nie mógł sobie przypomnieć jak się nazywa. Wiedział, że jest czarodziejem i pamiętał podstawowe zaklęcia, ale nic więcej. Westchnął sfrustrowany. 
Podszedł chwiejnym krokiem do lustra. Przeszywające, piwne oczy spoglądały na niego niepewnie. Delikatny zarost podkreślał linię szczęki. Brązowe włosy w tej chwili odstawały w każdą stronę. Patrzył na siebie, ale nie na siebie. Dziwne uczucie, prawda?
Odwrócił się przestraszony, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zaraz potem wszedł do pokoju wysoki mężczyzna. Również miał piwne oczy i brązowe włosy, lecz jego nie wyglądały jakby przed chwilą wpadł pod kosiarkę.
-Dzień dobry. - przywitał się beznamiętnym głosem.
-Em.. Dzień dobry.
-Dobrze się czujesz?
-Trochę kręci mi się w głowie i...- spuścił zawstydzony wzrok.- nic nie pamiętam.
-Och, to dlatego, że wypadłeś z balkonu. Byliśmy bardzo przerażeni, strasznie to wyglądało, ale ważne, że się skończyło tylko na tym. Siądziemy? - wskazał na dwa fotele.
Nadal niepewnie skinął głową i usiadł naprzeciwko mężczyzny.
-Tak więc, ty nazywasz się Xavier Riddle. Masz 16 lat. Ja jestem twoim ojcem i nazywam się Tom Marvolo Riddle, twoja matka to Arisa Riddle, masz jeszcze brata- Scorpiusa i siostrę- Danielle. Resztę myślę, że sobie przypomnisz. Może zejdziemy na śniadanie?
-Jasne.
-Ach zapomniałem, jedna z ważniejszych zasad, zawsze zwracaj się do mnie per ojcze i do matki tak samo.
-Dobrze, ojcze.
-Już lepiej - uśmiechnął się usatysfakcjonowany. 
Zeszli schodami do jadalni urządzonej w ciepłych kolorach. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające różne krajobrazy, a na środku pomieszczenia stał duży stół na 10 osób, który teraz był zastawiony obficie jedzeniem.Wszyscy już czekali. Starsza kobieta, zapewne matka, młody blondyn mniej więcej w jego wieku i lekko przestraszona ciemna blondynka o brązowych oczach.
-Dzień dobry Xawierze.- przywitała go Arisa.
-Dzień dobry matko - do reszty po prostu kiwnął głową i zajął miejsce przy Dan.
Przez cały posiłek panowała cisza, zmącona tylko cichym pobrzdękiwaniem sztućców. Musiał przyznać, że jedzenie było przepyszne.
-Dobrze, skoro wszyscy już zjedli, musimy omówić kilka spraw. Z racji tego, że na drugi semestr wspólnie z matką zdecydowaliśmy się wysłać was do Hogwartu, trzeba będzie zaostrzyć waszą naukę. Nałożymy na naszą rezydencję pętle czasu i nauczymy was wszystkiego co umiemy, czyli między innymi cały zakres Hogwartu, czarną i białą magię, no i nie wolno zapomnieć o kulturze i etykiecie. Zobaczymy. W końcu jesteście dziećmi sławnego rodu Riddle'ów, nie możecie splamić jego honoru swoją ignorancją. Zrozumieliście?
-Tak ojcze.
-Scorpius, ty jesteś z tego zwolniony, wiesz co masz robić w tym czasie.
-Tak ojcze, dziękuję.
-A ja będę uczył ciebie, Xavierze, a Danielle zajmie się Arisa. Macie teraz 10 minut odpoczynku i widzimy się w bibliotece. Razem zaczniemy opanowywać materiał szkolny i może wrzucimy jeszcze kilka zasad etyki. Liczę na was, że się nie spóźnicie. Inaczej będziemy zmuszeni was srogo pokarać.
Poszli do swoich pokoi, które były na tym samym piętrze. Przed wejściem do swoich kwater, posłali sobie ostatnie spojrzenie. 
Dziwne, mam wrażenie, że ją pamiętam. Cóż, może byliśmy bardzo ze sobą zżyci dlatego czuję tą dziwną więź, której nie ma przy nikim innym. 
Szybko zgarnął potrzebne przybory z biurka do prostej torby, którą znalazł przy szafie. Stwierdził, że lepiej być przed czasem, niż się spóźnić, nie chciał doświadczyć gniewu ojca na własnej skórze. 
Chwycił jeszcze mapkę dworu, która leżała na stoliku i popędził do celu, myśląc, czego się będą teraz uczyli.

~*~

Czy tylko mi się wydaję, czy on jest taki... dziwny? Niby ważny, a jednak nie wyszedł mi. Może dlatego, że piszę go tuż po 12 godzinnej męczącej jeździe samochodem, ale moja kapryśna wena dostała olśnienia i pach! Cóż począć, musiałam odpalić laptopa i pisać :) Wszystko dla was.

Zaskoczeni obrotem spraw? Nie chciałam robić z Tomcia sadysty rzucającymi niewybaczalnymi na prawo i lewo, wolę takiego dążącego uparcie i szybko do celu. Chyba dobrze to określiłam, albo i nie, mój mózg przestaje pracować już.

Niedługo postaram się zrobić też nowe karty bohaterów, uwzględniając wszystkie zmiany :)

Chciałam jeszcze podziękować za tyle komentarzy, aż łezka w oku się kręci ze wzruszenia ;) Nie muszę chyba mówić, że was kocham, prawda? I tak bardzo tęskniłam :( 
PRAWIE MIESIĄC BEZ INTERNETU, NIE WIEM JAK PRZEŻYŁAM.

Alex

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 22

-Severusie, przyniosłeś eliksir?
-Tak, Panie.
-Doskonale, doskonale! - Czarny Pan był zdecydowanie w zbyt dobrym humorze. - Dziękuję Severusie. Możesz odejść.
Voldemort przeszedł do pustej sali. Wydawałoby się pustej. Na środku podłogi znajdowały się dziwne znaki, prawdopodobnie runy, które tworzyły okrąg. Śmiało wszedł w niego i połknął cały eliksir przygotowany przez Snape'a. Upadł na kolana, zginając się w pół, ale mimo wszystko jego usta wykrzywione były w sadystycznym uśmiechu. W końcu osiągnie swój mały cel, a do tego największego już nic nie stanie mu na drodze.
-Omnes supernaturalis vires, acresso vos! Adiuva mihi consequi mirabilis protestate, per quod vincit!- kolejna fala bólu.- Adiuva me potentem! Da mihi virtutem suam fragmen, ut assequi omnes!*
Następnie sala wypełniła się przerażającym wrzaskiem, który długo nie ustępował.

***

-Harry już jesteś!
Schodząc po schodach do Sali Wejściowej, rozejrzał się po zgromadzonych. Dumbledore, McGonagall, Snape, Remus i profesor od zaklęć- Niger Canis. Jego przyjaciele już czekali.
Kurczę, przez ten wir nauki zapomniałem spotkać się z Remusem. Mam nadzieję, że jeszcze to kiedyś nadrobię.
Położył swoje rzeczy koło kufrów Zacka, Nat i Dracona. Dziesięć minut do dziesiątej.
-Jeszcze nie przyjechali?
-Z tego co zdążyłam się zorientować, państwo Rose są bardzo punktualni, tak jak państwo Malfoy.- pośpieszył z odpowiedzią Albus. Widać było po nim, że się zamartwia o losy przyjaciół. Na jego twarzy pojawiło się trochę więcej zmarszczek, no i oczy... Straciły swój blask jakże charakterystyczny dla Dyrektora Hogwartu.
Rozejrzał się po otoczeniu. Będzie mu brakowało tej atmosfery, nieodgadniętych tajemnic czających się w każdym kącie i magii tego miejsca. Jednak przez te kilka lat ta szkoła była jego domem.
-Szkoda, że nie zdążyliśmy zrobić naszego finałowego numeru, prawda?- z otępienia wyrwał go głos Zacka. 
Harry spojrzał na przyjaciela. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, uśmiechał się szeroko, ale to nie był jego prawdziwy uśmiech
-Tak, nie zdążyliśmy pożegnać naszego Seva. Ale zobaczycie, jeszcze tu kiedyś wrócimy i uczniowie zdążą zobaczyć go przebranego za króliczka! Może na Wielkanoc wpadniemy tu, co?- również śmiała się Ruda.
Czarny już chciał dorzucić swoje trzy grosze, ale podszedł do niego Lupin z Canisem.
-Harry, chciałbym cię jeszcze raz przeprosić, za wszystko. Będzie mi ciebie bardzo brakowało, na prawdę. Mam nadzieję, że będziesz wpadał często do Kwatery, powygłupiać się z nami.
-Profesorze...
-Proszę, mów mi Remus, albo Lunatyk.
-Remusie, nie masz za co przepraszać, to ja powinienem. Ty razem z Tonks staraliście się załatwić dla nas dom u siebie, a ja ciebie ani razu nie odwiedziłem!
-Oj Harry, Harry, jesteś taki sam jak Lily...- nie dokończył, głos mu się załamał. Mężczyzna zdążył już przywiązać się do tego chłopaka, traktował go jak syna. Razem mocno się przytulili, oboje wzruszeni i niechcący się rozstawać.
-Harry...- przerwał im profesor Niger.
-A właśnie, musimy Ci coś wyjawić.- spojrzał prosto w oczy chłopakowi.
-O co chodzi?
-Profesor Niger... On nie jest tym, kim myślisz.
-Nie rozumiem...
-Jestem..
-Harry!- Dumbledore ma wyjątkowe wyczucie czasu, na prawdę. Posłał mężczyzną przepraszające spojrzenie i podszedł do reszty nauczycieli. Zawołali też resztę młodzieży.
-Dzieciaki, będzie nam was bardzo brakować. Na zawsze wpisaliście się w karty historii tej szkoły i znaleźliście stałe miejsce w naszych sercach. Mam nadzieję, że poradzicie sobie tam, gdzie traficie. Nie możecie się poddawać. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o nas. Odwiedźcie czasem mury Hogwartu, zawsze będziecie mile widziani...
Dzwon wybił godzinę dziesiątą. Drzwi otworzyły się i weszły do środka dwie pary. Na przedzie rozpoznali Malfoyów, a kilka kroków za nimi zapewne szli państwo Rose.
Harry skupił uwagę na tych drugich. Kobieta była smukłą blondynką o kręconych włosach, jej oczy były szare jak stal, ubrana była w długą suknię w kolorze jasnego błękitu sięgającą aż do ziemi. Wyglądała bardzo majestatycznie i elegancko.
Mężczyzna również robił ogromne wrażenie- wysoki, szczupły, perfekcyjnie ułożone brązowe włosy i piwne oczy docierające wgłąb duszy. Ubrany był w czarną szatę na styl Lucjusza Malfoya.
-Witam was, państwo Malfoy oraz państwo Rose, w Hogwarcie.
-Witaj Albusie- skinął głową Lucjusz. To samo uczynił Tom.
Przywitali się z resztą. Harry obserwował każdy ruch jego nowych opiekunów. Nie wzbudzili jego zaufania, jego wewnętrzna intuicja krzyczała: ,,Uciekaj! Oni są źli! Nie wiadomo co cię czeka!", ale rozum kazał mu zostać. Przybliżył się tylko do przyjaciół.
Nat posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Czuje to samo co ja. Ścisnął jej dłoń, aby dodać otuchy. Zack nadal wiódł wzrokiem za przybyszami. Wyjątkowo nie miał ochoty na żarty, był całkowicie poważny.
Harry przeniósł wzrok na nauczycieli. Remus z Canisem obserwowali przybyszy z pewnej odległości, Minerwa rozmawiała właśnie z panią Malfoy, Dumblerdore z mężczyznami, a Snape... Zapaliła mu się czerwona lampka w umyśle. Co chwilę zerkał w stronę Toma Rose. Jego oczy jakby przez chwilę odkryły, co się dzieje w umyśle nauczyciela- strach- ale zaraz później znowu były obojętne.  Coś tu jest na rzeczy.
-Witajcie - podszedł do nich brunet. Skinął głową na męską część młodzieży, a Rudą delikatnie ucałował w dłoń. Dziewczyna lekko się zarumieniła. Zwrócił się teraz do Pottera i Nathalii: - Jak wiecie, będę waszym nowym opiekunem. Mam nadzieję, że uda mi się z wami zbudować rodzinną atmosferę, że będziecie mnie traktować jak ojca i poznamy się bliżej. Pewnie zastanawiacie się, gdzie będziemy mieszkać. Razem z żoną mamy wielką rezydencję w północnej Kalifornii, spodoba wam się. Nie będziecie uczęszczać do szkoły, sami zajmiemy się waszą edukacją. Pożegnajcie się z przyjaciółmi i jedziemy do nowego domu.
Odszedł. 
-Będę za wami tęsknić chłopaki!- rozpłakała się Ruda.- To będzie okropne, żyć bez naszej małej grupy! 
Cała czwórka się przytuliła.
-Nie wiadomo co stary Malfoy dla nas przygotował - wymamrotał Zack.
Oderwali się od siebie i podeszli do starszych. Narcyza z Lucjuszem razem z chłopakami skierowali się w stronę wyjścia, zapewne do powozu. Posłali sobie ostatnie smutne spojrzenia i stracili siebie z oczu. 
Ruda z Czarnym czekali aż ich nowi opiekunowie pozałatwiają ostatnie papiery i mieli już zaraz jechać. Delektowali się ostatnimi chwilami spędzonymi w tej szkole.
-Harry!
Znowu podeszli do nich Lupin z panem Nigerem.
-No, w końcu możecie mi wyjaśnić, o co chodzi - uśmiechnął się lekko Potter.
-Niestety, wprost nie możemy ci wyjawić prawdy, ponieważ obowiązuje nas przysięga złożona Albusowi. Twierdzi, że nie jesteś gotowy na to, bla bla bla, my wiemy, że powinieneś już o tym wiedzieć od początku.
-Do rzeczy.
-Niger Canis nie jest Nigerem Canisem.
-Co?
-Pomyśl przez chwilę. Na pewno musnąłeś trochę łaciny.
Przydałaby się tu teraz Hermiona. Posłał Nathalii zdezorientowane spojrzenie, ta też próbowała rozwikłać o co im na brodę Merlina może chodzić.
Niger Canis. Niger Canis. Co to niby ma znaczyć? Niger to chyba był czarny, ale Canis nie mam bladego pojęcia.
-Coś czarnego.
-Brawo! Ale co dokładniej? Podpowiedź- rusza się - uśmiechnął się do niego profesor Zaklęć.
-Jakieś czarne zwierzę.
-Ale jakie?
-No dzieci, idziemy!- zawołała Arisa.
Szybko uścisnął Lunatyka i ścisnął dłoń drugiego nauczyciela. Dziwne, wydawało mi się, że w jego oczach zawitał smutek...
Podążyli za państwem Rose. Ostatnie spojrzenie posłali dorosłym oraz ogromnemu zamczysku, które zawsze będzie w ich sercach, które zawsze będą kochać. 
Wsiedli do czarnego powozu, prowadzonego przez dwa czarne pegazy, bardzo rzadkie, ale piękne i majestatyczne stworzenia. Tak jak cała ta rodzina.
Wzbili się w powietrze. Arisa i Tom pogrążeni byli w cichej rozmowie, a Nat wpatrywała się w widoki za oknem. On sam cały czas główkował nad zagadką. 
-Nigdy wcześniej nie widziałam czarnych pegazów, wiesz? - szepnęła do niego przyjaciółka.
-Piękne są.
-Pamiętam jak byłam mała, zawsze chciałam mieć takiego i mojego biednego psiaka ubrałam w skrzydła i przefarbowałam na czarno. Był bardzo uroczy - uśmiechnęła się do wspomnienia.
I wtedy go olśniło. Niger Canis. Czarny pies. Syriusz.

***

*Omnes supernaturalis vires, acresso vos! Adiuva mihi consequi mirabilis protestate, per quod vincit! Adiuva me potentem! Da mihi virtutem suam fragmen, ut assequi omnes! -(łac.) Wszystkie siły nadprzyrodzone, wzywam was! Pomóżcie mi osiągnąć niezwykłą moc, dzięki której zwyciężę! Pomóżcie mi stać się potężnym! Dajcie mi kawałek swojej mocy, abym mógł osiągnąć wszystko!

***

No to co, mamy już 22 za sobą. Trochę krótki, ale stwierdziłam, ze takie mi się lepiej i sprawniej pisze, nie obrazicie się? :)
Myślałam, że wena się na mnie obrazi, bo ostatnio znowu miałam rundkę szpitalową eh. (Nienawidzę szpitali, lekarzy, pielęgniarek i wszystkiego co z tym związane!) Byłam zła, bo z reguły w takich sytuacjach ona sobie wyjeżdża w świat beze mnie, a tu  północ, cierpiąca, zwijająca się z bólu Alex nie może spać i olśnienie! Odpalam komputer i rach ciach rozdział napisany!
Cieszycie się z Syriusza? Haha! Opowiadanie bez niego to nie opowiadanie :< NO PRZECIEŻ KAŻDY GO KOCHA!
Zaczynam serię rozdziałów pełnych niespodzianek i zwrotów akcji! (Przynajmniej tak planuje, nie wiem co moja wybredna przyjaciółka zadecyduje)
Następny rozdział przewiduję dość szybko, bo mam teraz wolne do czwartku ^^

Wynagrodźcie mi moje poświęcenie i zostawcie po sobie chociaż króciutki komentarz, proszę!

Do następnego rozdziału!
Alex.

środa, 28 maja 2014

Rozdział 21

-Ratunku, moja głowa.
-Jezu, czemu to tak bardzo boli...
-Więcej nie piję.
-Nie kłam i tak wszyscy wiedzą, że tak.
-Gdzie jest woda? DAJCIE MI WODY!
Takie i inne jęki można było usłyszeć z jednego z pomieszczeń znajdujących się na piętrze klubu. Jak można się domyślić, znajdowali się tam nasi imprezowicze.
Do pokoju wszedł Jared niosąc na tacce kilka dwulitrowych butelek wody. Wszyscy przywitali go proszącym wzrokiem, gdyż byli zbyt wycieńczeni aby rzucić się po ich zbawienie.
-Och brzdące, kiedy wy się nauczycie, że nie wolno przesadzać z alkoholem to ja nie wiem.
-Nie pierdol głupot, tylko dawaj nam tą wodę.
Zaśmiał się i specjalne zwolnił swoje ruchy, aby jeszcze bardziej dokuczyć młodzieży.
-Zbawienie nadeszło! Moja gardło już nie pali! Dzięki Ci Boże!- wyraził swoje zadowolenie Potter.
Do pokoju wpadł Ojczulek.
-Okej ludziska, słuchajcie. Macie około półgodziny na ogarnięcie się, później wracacie do Hogwartu. Udało mi się z pomocą mojego przyjaciela napisać fałszywe listy w imieniu pani Clarkson, wyjaśniający zniknięcie Pottera, Colesa i Campbell, oraz w imieniu waszych rodzin do Dumbledore'a. Powinniście zdążyć na kolację. Zostawiam was samych, przed wyjazdem przyjdźcie jeszcze do mnie.
Ledwie udało im się zwlec z ich przytulnych łóżek, a jeszcze mają do przejścia połowę korytarza. Ciężkie zadanie.
Odświeżyli się i przebrali w swoje szaty. Wrócili do pokoju po swoje rzeczy, gdzie została tam Fox leniwie rozciągająca się na łóżku.
-Haha, warto być mugolem! Nie muszę się śpieszyć wszędzie, tak jak wy!- wytknęła język śmiejąc się głośno.
-Zamilcz lepiej kobiecino, bo następnego naszego spotkania nie przeżyjesz.- warknął zły Magik.
Zeszli do gabinetu Ojczulka. Zastali go, leniwie przeglądającego jakieś rachunki. Harry nie zdążył się przyjrzeć wystrojowi, czego potem trochę żałował.
-O, już jesteście, szybko wam to zajęło - Stanął na przeciwko nich.- Słuchajcie. Może najpierw kilka słów do Rudej i Czarnego. Harry, bardzo żałuję, że nie zdążyłem ciebie bliżej poznać, ale pamiętaj, kto raz został przyjęty do naszej elity, zawsze w niej będzie. Pisz jak będziesz czegoś potrzebował i w każdej wolnej chwili wpadajcie z Rudą do nas. Naprawdę bardzo mi będzie was brakować. Ruda, opiekuj się naszym Potterkiem, żeby już się tak w kłopoty nie pakował. I...- głos mu się lekko załamał. Spojrzał w oczy dziewczyny i mocno ją przytulił. - Nie zapomnij o nas, kochana. Ciężko nam będzie śmiać się bez twojego charakterystycznego śmiechu, wygłupiać bez ciebie, bez twoich wybuchów złości. Ciężko będzie wykonywać różne zlecenia bez twojego przejrzystego umysłu. Będziemy tęsknić.
-Ja też, ja też.
Do Ojczulka dołączyli wszyscy, nawet Fox. Jakby mogła przegapić ostatnie pożegnanie z jej przyjaciółką?
Spędzili w mocnym uścisku kilka minut.
- A o ciebie, Fray..
-Szajbusie - cicho dodał.
-No dobra, teraz niech ci będzie Szajbusie, nie martwię się, wiem, że prędzej czy później uda ci się uciec od Malfoyów i na pewno Draco ci w tym pomoże. Domyślam się, że za twoją adopcją siedzi coś cuchnącego, ale teraz się tym nie martw, dasz radę.
-Jasne. Będę wpadał co weekend.
-A reszta mojej hogwardzkiej ludności, uczyć mi się pilnie, bawić jeszcze więcej, uprzykrzać życie Dyrkowi i rozwalcie tą budę!
-Wedle życzenia.- uśmiechnął się szatańsko Judasz.
-Missy, masz świstoklik?
-No jasne.- wyciągnęła przed siebie zgniecioną butelkę po wodzie.
Ojczulek posłał im ostatnie wspierające na duchu spojrzenie i przenieśli się. Wylądowali na obrzeżach Zakazanego Lasu.
-No to co, robimy wielką pompę i ujawniamy naszą przyjaźń, czy oszczędzimy im tego szoku i stopniowo będziemy to pokazywać?- spytał się Smok szczerząc od ucha do ucha.
Posłali między sobą rozbawione spojrzenia i już wiedzieli co począć.
-Z racji tego, że ja razem z Zackiem i Harrym robimy pożegnalną serię dowcipów
-IDZIEMY NA TO!
-To przy jakim stole siadamy?
-Hmmm... Może przy Ślizgonach?
-Nie, oni nas wszystkich zjedzą.- zaśmiała się Lisa.
-Ja głosuję za Krukonami!- zaśmiała się Ruda. Większość potwierdziła jej zdanie, więc postanowili, że siądą przy stole Ravenclawu.
Rozeszli się w różnych kierunkach, bo to byłoby zbyt podejrzane, gdyby jedną wielką grupą wyszli z Zakazanego Lasu, prawda?
Harry z Rudą i Zackiem weszli do Wielkiej Sali. Uczniowie się dopiero zbierali. Stół Nauczycielski także był do połowy pusty.
Podeszli żwawym krokiem do Lisy, Jasona i Magika, którzy już siedzieli przy stole Krukonów. Dość wylewnie się przywitali, co już wzbudziło fale szeptów i ukradkowych spojrzeń wszystkich znajdujących się na sali. A co to było, gdy doszli do nich Ślizgoni? Jakiś Puchon zemdlał z wrażenia, a na sali zapadła cisza.
-Draco! Już jesteś? Myślałem, że przyjdziesz później!- śmiał się Harry, specjalnie mówiąc trochę głośniej. Kolejny Puchon padł, usłyszawszy jak ich Zloty Rycerzyk wita się z jego największym wrogiem.
-A no, tak wyszło Harry. Jestem głodny jak wilk! Po kolacji idziemy zagrać w szachy?
-No jasne, ale najpierw zjedzmy coś.
Usiedli i prawie zaczęli zwijać się ze śmiechu, widząc miny innych, szczególnie Gryfonów i mieszkańców domu Slitherina.
Zaczęli zwyczajną pogawędkę o Quiditchu, książkach, nauce. Przerwał im Dyrektor wstając.
-Witajcie kochani! Mam nadzieję, że przyjemnie wam minęła ta niedziela. Powinniście iść szybko spać, bo jutro ciężki dzień nauki! Ale myślę, że wybaczycie mi, że wam przedłużę trochę kolację. Chciałbym poinformować was wszystkich i samych zainteresowanych, że jutro już będziemy zmuszeni pożegnać się z kilkoma uczniami - Biedny Malfoy, jego koszula została zmoczona sokiem dyniowym, który przywędrował tam z ust Pottera.- Nathalią Campbell, Harrym Potterem, Zachariaszem Colesem i Draconem Malfoyem. Pierwsza trójka została adoptowana i z tego powodu przenoszą się do innych szkół, a pan Dracon Malfoy z woli ojca także zmienia szkołę - Mieli ochotę schować się nawet pod stół, byle tylko uniknąć tych natrętnych spojrzeń.- Chciałbym właśnie teraz życzyć im powodzenia i wznieść ostatni toast za naszych uczniów. Prosiłbym, aby przyszli oni do mojego gabinetu tuż po kolacji. A teraz wam życzę Dobranoc, zmykajcie już do łóżek.
Poczekali aż uczniowie opuszczą salę i dopiero wtedy sami sztywno wstali i ruszyli w stronę gabinetu. Po drodze pożegnali się z przyjaciółmi, którzy życzyli im powodzenia.
Doszli do kamiennej chimery i stuknęli się w czoło. Nie znają hasła.
-Liczmy na to, że nie zdążył zmienić od ostatniego razu - westchnęła Nathalia.- Cytrynowe Dropsy.
Chimera ani drgnęła. Zaczęli wymyślać jakieś nazwy słodyczy, oprócz Harry'ego. On musiał potwierdzić swoje przypuszczenia:
-Pierdolone Cytrynowe Dropsy!
O dziwo, teraz ustąpiła im miejsca. Reszta stała zszokowana, a on nie mógł ustać ze śmiechu.
-Widzicie, mówiliście, że nie, nie, nie, a tu jednak nasz Staruszek nie jest jednak taki grzeczny jak wszyscy myślą, hahahahahaha.
-Nie śmiej się tak, tylko wchodź już.
-Okej, okej, nie bulwersuj się tak Ruda.
Zapukali do drzwi i weszli do gabinetu.
-Chciał nas pan widzieć, Dyrektorze.
-Tak Draco, siadajcie - wskazał im wolne krzesła. - Chciałem was poinformować, że jutro nie musicie iść na lekcje, gdyż o 10 przyjeżdżają wasi nowi opiekunowie. I jeszcze raz, pragnę wyrazić swoje podziękowania, za wspólne lata w tej szkole. Mam nadzieję, że w nowej również będzie się tak powodzić, jak tutaj. I chcę wam pogratulować tak wspaniałych dowcipów w ostatnim czasie.
-Ale skąd pan....
-Nie pytajcie, tylko zmykajcie już do łóżek, jutro czeka was bardzo ciężki dzień. A Harry...- zatrzymał się w drzwiach z pytającym spojrzeniem.- Nie pakuj się w żadne kłopoty i pamiętaj, nie zostawimy ciebie na pastwę losu, będziemy walczyć o ciebie.
Skinął tylko głową i zamknął drzwi. W ciszy dotarł do Grubej Damy. Szkoda, że tam już się ta cisza kończyła.
W Pokoju Wspólnym zgromadził się chyba cały Gryffindor. Każde spojrzenie było zwrócone na jego osobę.
-Co się stało?
-Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?- zaatakował go bez ogródek Seamus.
-A dlaczego miałbym?
-Może dlatego, że jesteś naszym przyjacielem?- warknął Ron.
-Byłem, Ronaldzie, byłem. Jakiego przyjaciela fałszywie się oskarża o próbę gwałtu, nawet nie wysłuchawszy jego wersji wydarzeń? - Ginny siedząca w rogu zrobiła się cała czerwona. - Już nie będziecie musieli więcej mnie widzieć, dobranoc. Ruszył do swojego Dormitorium. Nikt go nie zatrzymywał już.
Korzystając z chwilowej samotności szybko wskoczył pod prysznic i położył się do łóżka. Słysząc, że chłopcy już wrócili, udawał że śpi. Nie przysłuchiwał się ich rozmowie, tylko pogrążył we własnych rozmyślaniach. I tak szybko nie zaśnie.

_____________________________________________

Ta da! 
Dodałam wyjątkowo szybko rozdział, z czego jestem bardzo dumna! *szczerzy się jak psychiczna*
Już od następnego rozdziału zacznie się głóny wątek uhuhuhuhu nie mogę się doczekać waszej reakcji, jak poznacie całą prawdę!
Powinnam się teraz uczyć do Biologii i Wosu, ale i tak mi nic nie wchodziło w głowę, to po co miałam marnować czas, skoro mogę go przeznaczyć na napisanie nowego rozdziału? I takie BUM! Wena wróciła z wakacji, opalona, świeżutka i pełna energii. 
Bardzo się cieszę, że wam się podobał poprzedni rozdział.
Tak więc no... Komentujcie dużo, wytykajcie mi błędy, bo pewnie jest ich tu chmara i cieszcie się życiem!
Boję się siebie, pewnie podzielę teraz los Harry'ego i nie zasnę teraz, bo roznosi mnie energia...
Ale co tam! Może napiszę coś w moim zeszycie? Albo książkę w końcu kontynuuje pisać, bo też ją trochę zaniedbałam...
Nie przedłużam już dłużej.
Do następnego razu kochani!

Wesoła Alex.

środa, 21 maja 2014

Rozdział 20

Wszyscy razem siedzieli przy jednym stoliku, co chwilę wybuchając śmiechem. Nasze towarzystwo było już lekko wstawione. Lekko? Mało powiedziane. Ale do konkretów. Kto jeszcze siedzi i chleje, a nie powinien, z powodu dużego nadmiaru promili? Czarny! Jako nowy musiał przejść swój chrzest, który nadawał mu pełnoprawne członkostwo. Na czym on polegał? Och, na pewno nie zapomni tego do końca życia...
-Nasz drogi Czarny, z racji tego, że jesteś nowy..- zaczęła szeroko uśmiechnięta Fox z niebezpiecznymi iskierkami w oczach.
-Mam się bać?
-Jak każdy z nas, kiedy tu dołączał...
-Może jednak się wycofam?
-Musisz przejść swój chrzest!
-Jezu, w co ja się wpakowałem..- jęknął.
-Każdy to przechodził to i ty dasz radę.- zaśmiał się fioletowłosy.
-Dobra, jestem gotów!
-Musimy sprawdzić, jaki z ciebie imprezowicz!
-Co...
-Od każdego z nas dostaniesz zadanie. Jak je dobrze wykonasz pijesz kieliszek Whisky, a jak źle- 3. Rozumiesz?
-Czy wyście poszaleli?!- przeraził się - Ale jestem gotów! Kto zaczyna?
-Ja, jako że jestem najstarszy.- uśmiechnął się szeroko Szefunio. - To co ci tu dać na początek... O! Widzisz tamtych dwóch kolesi?- wskazał na dwóch typków w podeszłym wieku siedzących przy barze.- Są gejami. Ty masz przekonać ich, że jesteś nimi zauroczony i masz ochotę na mały trójkącik. Zgadzasz się?
Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Czarny siedział przerażony. Ale Potter, jak to Potter, lubi mocne wyzwania, więc wstał bez słowa i ruszył w stronę "obiektów westchnień". Ekipa zaczęła się jeszcze głośniej śmiać i dopingować go. Na to chłopak odwrócił się i uprzejmie pokazał im środkowy palec. Później nie zwracał na nich uwagi.
-Dzień dobry panom, piękna pogoda na dworze prawda?- oparł się o blat pomiędzy facetami. Brunet i blondyn, oboje o niebieskich oczach, wyglądali na zwykłych, przystojnych czarodziei.
-A dzień dobry, dobry. Zgadzam się, a ty Nick?- brunet puścił oczko do towarzysza.- A co takiego uroczego młodzieńca sprowadza w nasze towarzystwo?
-Z poufnych źródeł dowiedziałem się, że panowie tak jak ja, wolą płeć brzydszą. A muszę powiedzieć, że jestem na prawdę oczarowany waszą urodą. Może zamówię nam po drinku, oczywiście na mój koszt?
-Och nie nie nie, to ja zapłacę. Może porzućmy te formalności i przejdźmy na ty. Jestem Nick, ten obok to Ed.- uśmiechnął się do Pottera z tajemniczym błyskiem w oku.- Marley! Proszę 3 Ogniste!
-Już się robi Nick!
-Zdradzisz nam swoje imię?
-Jestem Harry, tyle wam na razie wystarczy.- starał się trzymać emocje na wodzy, aby nie zdradzić gry.
-Piękne imię dla przystojnego mężczyzny.- Zamówienie wylądowało przed nimi.- No to co? Za twoje zdrowie Harry!
Szybko opróżnili szklanki. Poczuł jak za nim, niby przypadkowo przechodzi, chyba Lisa, szepcząc mu, żeby się pośpieszył. Czyli trzeba brać się konkretnie za wykonywanie zadania.
Niby przypadkowo oparł się dłońmi o kolana jego towarzyszy, pod pretekstem poprawienia się. Oboje posłali mu już lekko zamroczone alkoholem i narastającym podnieceniem spojrzenia. Zaczynało się robić niebezpiecznie, ale musiał to doprowadzić do końca.
*Zack*
-No to, niedługo wyjeżdżasz razem z Nowym, prawda?- zapytał się Nat Ojczulek.
-Eh niestety, będziemy musieli was opuścić.- spuściła wzrok.- Ale to nie znaczy, że o was nie zapomnimy! Będziemy pisać dużo listów i od czasu do czasu wpadać, jeszcze będziecie mieć nas dość!
-No mamy nadzieję! O nas się nie da zapomnieć!- zaśmiała się Fox. 
Nie włączyłem się do dyskusji, ponieważ próbowałem odszukać Pottera. Gdzie on się podział do cholery? Może za mocno się zaangażował? Hahahaha niemożliwe.
-Przerwę wam, ale mam jedno zasadnicze pytanie. Gdzie podział się Czarny?
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale natychmiast przenieśli wzrok na bar, gdzie ostatnio go widziano. Widocznie nie tylko ja straciłem go z oczu, ale najzabawniejsze było to, że jego towarzyszy też nigdzie nie było widać.
-Ohoho, czyżby znalazł sobie towarzyszy życia?- zaśmiał się Wujaszek.
-Wszystko jest możliwe hahaha- dołączyła do niego Lisa.
-Pewnie teraz siedzą na zapleczu i nieźle się bawią hahaha.
-Zgadliście.
Wszyscy się odwróciliśmy i oczywiście kto stał za naszymi plecami? Harry! 
-Uuuuu, co się tam działo, wiesz jak wyglądasz? Masz całe potargane włosy i górne guziki od koszuli rozpięte hahaha- śmiała się Ruda.
-To nie jest śmieszne! Ledwo co się wydostałem! Chcieli mnie pożreć! Zgwałcić! Nie wiadomo co jeszcze!
-Ale musiało ci się podobać, co hahahaha- dorzuciłem swoje 3 grosze.
-Zamknij mordę, bo możesz pozbyć się swoich zębów.
-Uuuu, ktoś się mocno wkurzył!
-Fray...
-Dobra dobra, zamykam się już!
-Dawajcie mi już ten kieliszek i w bonusie podrzućcie jeszcze całą butelkę, bo to było za dużo jak na moje nerwy.
-A to jeszcze nie koniec!- śmieli się wszyscy.
I w ten oto sposób, nasza ekipa doprowadziła biednego Harry'ego do stanu zwanego dużą nietrzeźwością, chociaż i to jest delikatnie powiedziane. Impreza wciąż trwała w najlepsze. O, właśnie teraz rozpoczyna się koncert rockowo-operowy w wykonaniu naszego hmm... jubilata? Chyba można go tak nazwać. Dołączyli się do niego Wujaszek ze Smoczkiem. Przedstawienie mogłoby być, przysięgam na wszystkie cuda, na prawdę fajne, gdyby nie to, że wypłoszyli połowę klubu swoim... ekhm... "śpiewem". Ale za to nasza zgraja podpitych idiotów kibicowała im gorąco.
Naszych śpiewaków tak poniósł ich śpiew i doping przyjaciół, możliwe że też dzięki alkoholowi, że wspięli się na blat baru i zaczęli śpiewać do pustej butelki wykonując przeróżne akrobacje. Mieli szczęście, że klub jest magicznie wyciszony, ponieważ dochodziła już 6 rano.
To całe przedstawienie ściągnęło do sali Szefunia, który wyszedł po jakimś czasie, wymigując się robotą papierkową. Stanął oniemiały w wejściu. Nie wiedział co najpierw miał zrobić, musi przede wszystkim ogarnąć towarzystwo, które zostało już same. (pewnie przez niewątpliwie świetny koncert ;) Oni jeszcze tego nie zauważyli, bawiąc się w najlepsze. Wszędzie walało się 3 razy więcej śmieci niż po normalnej dyskotece, kilka stolików spisał na straty, połamane krzesła także i już stąd mógł dostrzec zarysowany blat baru. Jared pewnie zobaczył, że wszyscy klienci pouciekali i siedzi na zapleczu. Nie dziwimy mu się, prawda?
-DOBRA KONIEC TEGO DOBREGO DZIECIAKI!
On to jednak miał siłę przebicia. Wszyscy ucichli patrząc na niego zdziwieni. Ale ta chwila szybko się ulotniła...
-Ojciulku kochaaaaaany!- Zeskoczył z blatu Potter.- Wies jak barsdo sie kochaaaam, plawda?- bełkotał biegnąc do niego. Po drodze się potknął, ale szybko powrócił do w miarę prostej podstawy. Wpadł w ramiona biednego mężczyzny.- Chces do nas dolącić, plawda? Oh jasne zie chcies! Chodź do nas!
Na szczęście pijany chłopak nie miał tyle siły, aby go pociągnąć do baru, ale nadal próbował. Biedny Ojczulek załamał się w myślach, układając sobie w głowie plan działa.
-Dobra, idziemy spać. Wieczorem będziecie się martwić problemami. Raz, raz! Ruszać się!
-Ale mi chseeeeemy się jescie baaaaaaaawić!- jęknął prawdopodobnie Zack.
-Mieliście na to całą noc, teraz idziecie spać, bo nie nadajecie się do niczego, wyglądacie jak siedem nieszczęść.
Ci, co mogli jeszcze chodzić o swoich siłach, sami przeszli do ich kwater, w między czasie wrócił Jared to pomógł wziąć Wujaszka i Judasza, a Michael wziął Pottera. Wspólnymi siłami wepchnęli wszystkich do łóżek i mogli na chwilę w końcu odetchnąć. Teraz czekało ich wielkie sprzątanie i liczenie strat. Wiedział, że to zły pomysł pozwalać im tak zabalować, ale to już u nich tradycja przy "nowych" ludziach.
-Miejmy tylko nadzieję, że ich poranny koncert nie odstraszył nam stałych klientów.- zażartował Jared.
-To może być poważny problem...

***
Chciałam, aby ten rozdział był dłuższy, ale niepotrzebnie bym przedłużała no i byłby pewnie dodany później :/
Bardzo przepraszam jak zwykle eh.
Bardzo się cieszę, że spodobała wam się niespodzianka, na prawdę! :D
Prawdopodobnie przebrnęliśmy przez te początki, niedługo zacznie się główny wątek opowiadania! Chyba, że coś jeszcze w między czasie wymyślę haha. Nie mogę się doczekać waszej reakcji na następne rozdziały! Większość pewnie nawet się nie domyśla, co w nich się będzie działo!
Kocham was.
Komentujcie dużo hihi.

Alex.

P.S. Jak tam oceny? Dużo poprawek? Nie no, wiem, że się dobrze uczycie ^^ 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Niespodzianka

Chciałabym was całym sercem przeprosić, za przedłużającą się nieobecność. Wynikło to z moich częstych wizyt u miliardy lekarzy, specjalistów w różnych szpitalach. Eh, nie polecam takiej rundki nikomu. Mam nadzieję, że teraz wszystko się już ustabilizowało i nie będę musiała poświęcać mojego wolnego czasu na niechciane wizyty tylko w całości poświęcić go wam :) Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Dziękuję za prawie 32 tysiące wyświetleń! Mogę zacząć fangirlować? :D
A to obiecana niespodzianka, którą dedykuję Idril! (wymieniłaś tyle pomysłów, że chyba cudem by nie było, gdyby nie znalazł się w nim ten :D)
Nie mogę się doczekać jak wam się spodoba!
Dodam jeszcze, że nie odpowiadam za żadne uszczerbki na zdrowiu, nie zachęcam do "nieodpowiednich"(zależy jak spojrzeć) zachowań wymienionych w tekście i przepraszam, jeśli kogoś obraziłam.
Zapraszam do czytania miniaturki!

,,Co takiego pani profesor od transmutacji robi w wakacje?"

Wakacje... Długo oczekiwany okres lenistwa i odpoczynku od szkoły. Uczniowie nie poświęcają nawet grama myśli nauce. Zajmują się sobą, robią rzeczy, których nie mogli w czasie roku szkolnego, spełniają marzenia i przede wszystkim wypoczywają. Lecz czy ktokolwiek zastanawiał się, co takiego w wakacje robią nauczyciele?
Większość pytanych (tak, przez autorkę XD) odpowiada, że to czas nudy, nie mają co ze sobą zrobić. Dlaczego? Bo nie mają żadnej pasji, która pokierowałaby ich czasem. Zastanawialiście się, co, w tym pięknym okresie, robi wasz matematyk? Fizyk? Chemik? Nikt tego prawdopodobnie nie wie, no może oni i ich rodziny.
A co takiego w ten cudowny czas może robić pan profesor Albus Dumbledore? Pewnie objada się swoimi cytrynowymi dropsami. A Severus Snape? Do tych poufnych informacji nawet mi nie udało się dotrzeć.
Ale nie musicie się załamywać. Dzięki moim licznym znajomością, szantażom, jeden-na-jeden w ciemnych zaułkach, groźbą, udało mi odkryć ściśle tajne zapiski z pewnego lata 1985. Informację, które się tam znajdują, nawet mnie samą wstrząsnęły do tego stopnia, że na kilka dni musieli mnie zamknąć na oddziale zamkniętym w Mungu. Dotyczą one jeszcze młodej Minerwy McGonagall. Może cofniemy się w czasie do tych zadziwiających wydarzeń i razem będziemy je przeżywać? Tak, to chyba idealny pomysł. To na trzy, tylko niech wam za bardzo nie zakręci się w głowie, bo nic nie zapamiętacie! Okej, gotowi?
Raz.... Dwa.... Trzy!
Ygh, nienawidzę tego uczucia! Trzeba opanować mdłości i szybko się skupić, bo zaraz na drodze pojawi się... O! Już jest! Nasza młodziutka profesorka!
Ale zanim przejdziemy do jej opisu, pędem opiszę wam gdzie jesteśmy. Znajdujemy się na obrzeżach Londynu, jest 13 lipca 1985 rok. To raczej ta mroczniejsza część dzielnicy. Wszędzie obdrapane budynki, żule śpiący w śmietnikach i "śliczne" laleczki, które tylko czekały na odpowiedniego klienta, chyba wiecie o co chodzi. Ale zaraz zaraz! My tu gadu gadu, a zaraz Minerwa zniknie nam z oczu!
Teraz znajdujemy się w jakimś ciemnym parku, przedzierając się przez ciemne krzaki. Ta podróż nie trwa długo, gdyż chwile potem znajdujemy się na ogromnej polanie, gdzie impreza trwa w najlepsze. Jest tu małe jeziorko, wielkie ognisko i pełno namiotów, no i oczywiście coś koło setki młodych ludzi, którzy byli... ewidentnie na haju.
To jak wiemy gdzie się znajdujemy, wypadałoby opisać naszą główną postać, prawda? Jezus Maria! To na pewno ta prawdziwa McGonagall?! To niemożliwe! Rozumiem, że są wakacje, można zaszaleć, ale ona wie co to jest?! Dobra, może przejdę do konkretów.
Jej zdecydowanie młodszą twarz bez żadnej zmarszczki okalały czerwone, rozpuszczone dredy! DREDY! Wow, nawet ich nie zwinęła w tego sławetnego ciasnego koka? Kurdę no, mogłam przyprowadzić przyjaciół, bo mi nie uwierzą! A jej strój? Typowy hipis! Żółte spodnie i bluzka z twarzą Boba Marleya!  Aż wleciałam w drzewo z zaskoczenia, jeszcze głowa mnie rozbolała przez to. Czego my się jeszcze tu dowiemy?!
Gdy zobaczyła grupkę ludzi, na jej twarzy wpłynął szeroki uśmiech i prawie w podskokach podbiegła do nich się przywitać! Jak ona może ich wszystkich spamiętać? No tak, przecież jest profesorką...
Jaki to naprawdę rzadki widok, jak wszyscy ludzie miło witają Minerwę. Widocznie jeszcze nie zdążyła zgorzknieć. Bo w to, że była wielką imprezowiczką, raczej nie uwierzę.
Profesorka nie usiadła, tylko puściła głośniejszą muzykę i zaczęła tańczyć. Tak Minerwo, kręć bioderkami, kręć! Jezus Maria, co się ze mną dzieje! Pomocy! Ja to chyba powiedziałam na głos! Chyba będę później potrzebować rozmowy z psychologiem... Nie, on już tu nie pomoże, od razu psychiatrę trzeba zawołać!
Podlecę trochę bliżej i usadowię się na tej gałęzi nad nimi, będę wszystko słyszeć.
-Ognista Minerwa wkracza do akcji!
-Dawaj nasza kochana belferko!
Niezły pokaz zapodała. Ciekawi mnie tylko, czy już coś brała przed wyjściem... Cóż, tego raczej się nie dowiemy.
-Podeślijcie mi tu Maryśkę i puśćcie nasze klimaty!- McGonagall zrobiła słodkie oczka do blondyna, który puszczał muzykę.
Ten się tylko zaśmiał, do radia włożył płytę i chwilę później można było usłyszeć pierwsze nuty jednego z największych przebojów ich Króla Muzyki- No woman, no cry. Wszyscy zaczęli się bujać w rytm piosenki. Cudowny widok, chciałabym to kiedyś przeżyć, czuć to co oni. Nie zauważyłam kiedy w jej palcach pojawił się papieros i sądząc po jej szerokim uśmiechu, na pewno w środku nie znajdował się tytoń, oj nie. No, no, no, tego po naszej profesorce się nie spodziewałam, ale już przywykłam do szoków. Jak wrócę do domu, zdecydowanie położę się do łóżka z Aspiryną, czy innym lekiem przeciwbólowym. Za dużo, za dużo... A to dopiero początek.
Całe towarzystwo było już nieźle naćpane, jeszcze gdzieniegdzie przewijały się butelki alkoholu. Więc możecie sobie wyobrazić, co poczułam, gdy zaczęli wyć tekst piosenki, jak głuche wilki do księżyca. Jeszcze dodam, że te wilki miały widocznie jakąś wadę strun głosowych- zdecydowanie nie zrobią kariery jako muzycy.
Nie wiecie, ile bym teraz dała, aby stamtąd uciec, ale obiecałam wam, że wam opiszę, to co tu się dzieje, więc wytrzymam do końca.
Ej, kocie, ty też nie możesz tego znieść? Ale nie spychaj mnie z tej gałęzi! Ja lubię koty, nie bądź wredny! O nie, wiem co ty masz zamiar zrobić! Wredny rudy kocurze, zostaw mnie w spokoju! Gałąź zaraz się załamie, jak tak dalej będziesz mnie spychał! Aaaaaaaa! Nigdy nie ufajcie rudym kotom!
Mój tyłek! Ała! Ale zaraz zaraz... spadłam z wielkiej wysokości, czyli..... O kurde, będą kłopoty! Moje zaklęcie kameleona przestało działać! A to znaczy, że...
-Ej ludzie! Patrzcie! Mamy nowego towarzysza zabawy!
Spojrzenia najbliższych siedzących skierowały się na mnie. Jezu, nie, błagam nie! Ja nie chcę!
Jakiś młody brunet podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
-Co taka urocza dama robi na naszym małym spotkaniu?
Jaka tam urocza, gdy trzeba potrafię gryźć!
-Eee... No jakoś tak wyszło.
Brawo Ola, na prawdę, 100 punktów do wymyślania wymówek. Zaraz zaraz... Czemu mnie on prowadzi w sam środek?! Gorzej już chyba być nie może, nienawidzę być w centrum uwagi!
-To teraz nam powiedz, jakim sposobem dopiero teraz do nas dołączyłaś i jak się nazywasz, hmmm?
Nie mogę im nic powiedzieć, nie mogę, już i tak zaburzyłam dosyć mocno czasoprzestrzeń, za mocno... Myśl, myśl, tylko tym razem w miarę sprawnie.
-Jestem Genowefa i tak jakoś tu trafiłam....
Brawo, hahahaha, brawo, mentalny plaskacz.
-Genowefa? hmmm.... bardzo oryginalnie, ale cóż, taka dziewczyna wymaga specjalnego imienia.
Jedno mnie zastanawia... Gdzie on ma oczy? Czyżby się bujnął? Haha? Co? Zdecydowanie się nawdychałam za dużo tego świństwa.. Chociaż szczerze mówiąc, z bliska ma to nawet przyjemny zapach...
-Nasza Genia jest zdecydowanie zbyt spięta! Pozwólmy jej zasmakować w towarze, dla rozluźnienia!- rzuciła Minerwa. Wszystkich bym zrozumiała, ale ją? Przecież ona potępia nawet wychodzenie po ciszy nocnej, a tu takie propozycje wysuwa!
Na moją niekorzyść, tłum ją bardzo poparł, i już skręcili mi blanta. Nie pytając o zdanie, kazali mi się zaciągnąć i cieszyć życiem.
Uwierzcie mi, na prawdę się starałam jakoś wykręcić od tego, ale gdy tylko próbowałam się wycofać, ponaglali mnie, twierdząc, że nic mi to nie zaszkodzi, a poczuję, co to życie. Nie miałam innego wyjścia, zastosowałam się do ich instrukcji. I załapałam ten ich odlot, tak?
Ciekawe uczucie, nie powiem. Wszystko się pomieszało w głowie i taki spokój zapanował w koło. Wielki luz, chill out.
Odzyskałam świadomość dopiero po kilku dniach, gdy wróciłam do mojej przytulnej sypialni. Wielkie było moje zdziwienie, gdy na kalendarzu była inna data niż myślałam. Ale to są skutki nieprzemyślanych decyzji.
Jedno wam powiem. Myśl, która odmieni wasze życie na lepsze. Myśl, która zmieni cały wasz światopogląd.
NIGDY NIE UFAJCIE RUDYM KOTOM. No i nie ufajcie pozorom, ale to już mniej ważne.

środa, 26 lutego 2014

Informacja

To jeszcze nie nowy rozdział, aczkolwiek niedługo on się pojawi, tak jak niespodzianka ^^
Tak sobie stoję pod prysznicem, wyje i jak to w takich sytuacjach bywa, do głowy wpadł mi super mega odjazdowy odlotowy pomysł! Przynajmniej według mnie ;)
Co byście powiedzieli aby pojawiła się nowa zakładka "Zapytaj bohatera"?
Polegało by to na tym, że w komentarzach zadajecie pytania, pisząc np. Do: Harry, dalej pytanie. Moglibyście pytać się wszystkich, nawet autora jak chcecie haha.
Jeszcze w zakładce napiszę jak to ma wyglądać. Odpowiada oczywiście moja skromna osoba, ale z punktu widzenia danego bohatera :)
Co wy na to? Wiem, że jesteście zachwyceni! Wiem, że już chcecie przesilić system pytaniami! Wiem, że... dobra nie ważne haha.
Także pomysł włączam na próbę, jak się nie przyjmie, to trudno.
Pozdrawiam mocno i czekajcie cierpliwie na nowy rozdział.
Wasza ukochana miłosierna przezabawna Alexandra Black :)