środa, 8 sierpnia 2012

Prolog

Edit 1 [30.01.2014]

Zbliżał się wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Czarnowłosy nastolatek szedł ścieżką, przez park, kierując się w stronę domu nr.4 na Privet Drive w Surrey. Rozmyślał. Miał już dość Voldemorta i jego cholernych Śmierciożerców. Dlaczego? W tym roku, w Departamencie Tajemnic został zamordowany jego ojciec chrzestny, Syriusz Black. Mimo, że znali się krótko, pokochał go jak swojego prawdziwego ojca.
Początkowo był załamany, obwiniał się o jego śmierć. Teraz, z perspektywy czasu, wiedział, że to nie jego wina, ale przestarzałego Dropsa i Voldemorta. Gdyby wcześniej powiedział mu o tej przeklętej przepowiedni i przyłożył się do oklumencji, może Syriusz nadal by żył.
 Wszedł na Privet Drive. Wszyscy byli dziwnie podekscytowani i podenerwowani. Był tym niezmiernie zdziwiony. To była rzadkość, żeby mieszkańcy tak się zachowywali, a jeszcze bardziej było to że wszyscy biegli w kierunku domu nr.4.
 Gnany złymi przeczuciami dołączył do tłumu, przepychając się do swojego miejsca zamieszkania.
Zatrzymał się zszokowany. Policjanci odganiali wszystkich ludzi, ponieważ było duże prawdopodobieństwo, że i im może coś się stać. Dlaczego? Dom stał cały w płomieniach, których nie dało się ugasić.
Podbiegł bliżej, chcąc dowiedzieć się szczegółów. Łzy napłynęły mu do oczu. Przecież to była jego rodzina! Racja, nie traktowali go przyzwoicie, ale jednak!
-Czy pan Potter?- odwrócił się w kierunku głosu. Patrzył na niego jeden z umundurowanych.
-Tak. Może mi pan powiedzieć, co się stało?- spytał się łamiącym głosem. Nie wierzył, że akurat on musi mieć takiego pecha! Że to wszystko akurat jego dotyka!
-Na prawdę bardzo mi przykro, ale pańscy opiekunowie nie żyją. Prawdopodobnie mieszkanie zostało celowo podpalone.
Spuścił wzrok. Ciekawe ile jeszcze różnych katastrof spotka go w jego krótki życiu.
-Jest jeszcze jeden problem. Nie ma pan prawnych opiekunów, ani żadnej żyjącej rodziny, a co za tym idzie, jesteśmy zmuszeni umieścić pana w jednej z placówek Londyńskiego Domu Dziecka.
-Rozumiem.
Nie chciał tam mieszkać. Bał się. Bał się, że stanie się drugim Voldemortem. Ale to przecież nie było możliwe. Miał przyjaciół. Kochających, prawdziwych przyjaciół.
Podniósł wzrok na ciemniejące niebo, z którego zaczęły opadać pierwsze krople deszczu. I wtedy to zauważył. Mroczny Znak już powoli rozpływał się wśród chmur. Kolejny raz Voldemort odebrał coś cennego z jego życia. Kolejny powód do zemsty. 
Poczuł delikatny ucisk na ramieniu. Policjant podprowadził go do radiowozu. Całą drogę wzrok miał wbity w czubki swoich butów i ignorował kierowcę, który próbował jakoś odciągnąć jego myśli od przykrych wydarzeń.
Dojechali na miejsce. Budynek nie wyglądał za ciekawie. Obdrapany tynk i sypiące się schody. Bardzo zachęcająco.
Zdążył już zapaść zmrok, więc od razu został zaprowadzony do swojego nowego pokoju. Pokoju, w którym spędzi większość czasu, aż do momentu osiągnięcia pełnoletności. O ile dożyje.
Wskoczył pod prysznic, który znalazł na korytarzu i jak tylko jego głowa zetknęła się z miękką poduszką, zasnął męczony koszmarami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz