środa, 28 maja 2014

Rozdział 21

-Ratunku, moja głowa.
-Jezu, czemu to tak bardzo boli...
-Więcej nie piję.
-Nie kłam i tak wszyscy wiedzą, że tak.
-Gdzie jest woda? DAJCIE MI WODY!
Takie i inne jęki można było usłyszeć z jednego z pomieszczeń znajdujących się na piętrze klubu. Jak można się domyślić, znajdowali się tam nasi imprezowicze.
Do pokoju wszedł Jared niosąc na tacce kilka dwulitrowych butelek wody. Wszyscy przywitali go proszącym wzrokiem, gdyż byli zbyt wycieńczeni aby rzucić się po ich zbawienie.
-Och brzdące, kiedy wy się nauczycie, że nie wolno przesadzać z alkoholem to ja nie wiem.
-Nie pierdol głupot, tylko dawaj nam tą wodę.
Zaśmiał się i specjalne zwolnił swoje ruchy, aby jeszcze bardziej dokuczyć młodzieży.
-Zbawienie nadeszło! Moja gardło już nie pali! Dzięki Ci Boże!- wyraził swoje zadowolenie Potter.
Do pokoju wpadł Ojczulek.
-Okej ludziska, słuchajcie. Macie około półgodziny na ogarnięcie się, później wracacie do Hogwartu. Udało mi się z pomocą mojego przyjaciela napisać fałszywe listy w imieniu pani Clarkson, wyjaśniający zniknięcie Pottera, Colesa i Campbell, oraz w imieniu waszych rodzin do Dumbledore'a. Powinniście zdążyć na kolację. Zostawiam was samych, przed wyjazdem przyjdźcie jeszcze do mnie.
Ledwie udało im się zwlec z ich przytulnych łóżek, a jeszcze mają do przejścia połowę korytarza. Ciężkie zadanie.
Odświeżyli się i przebrali w swoje szaty. Wrócili do pokoju po swoje rzeczy, gdzie została tam Fox leniwie rozciągająca się na łóżku.
-Haha, warto być mugolem! Nie muszę się śpieszyć wszędzie, tak jak wy!- wytknęła język śmiejąc się głośno.
-Zamilcz lepiej kobiecino, bo następnego naszego spotkania nie przeżyjesz.- warknął zły Magik.
Zeszli do gabinetu Ojczulka. Zastali go, leniwie przeglądającego jakieś rachunki. Harry nie zdążył się przyjrzeć wystrojowi, czego potem trochę żałował.
-O, już jesteście, szybko wam to zajęło - Stanął na przeciwko nich.- Słuchajcie. Może najpierw kilka słów do Rudej i Czarnego. Harry, bardzo żałuję, że nie zdążyłem ciebie bliżej poznać, ale pamiętaj, kto raz został przyjęty do naszej elity, zawsze w niej będzie. Pisz jak będziesz czegoś potrzebował i w każdej wolnej chwili wpadajcie z Rudą do nas. Naprawdę bardzo mi będzie was brakować. Ruda, opiekuj się naszym Potterkiem, żeby już się tak w kłopoty nie pakował. I...- głos mu się lekko załamał. Spojrzał w oczy dziewczyny i mocno ją przytulił. - Nie zapomnij o nas, kochana. Ciężko nam będzie śmiać się bez twojego charakterystycznego śmiechu, wygłupiać bez ciebie, bez twoich wybuchów złości. Ciężko będzie wykonywać różne zlecenia bez twojego przejrzystego umysłu. Będziemy tęsknić.
-Ja też, ja też.
Do Ojczulka dołączyli wszyscy, nawet Fox. Jakby mogła przegapić ostatnie pożegnanie z jej przyjaciółką?
Spędzili w mocnym uścisku kilka minut.
- A o ciebie, Fray..
-Szajbusie - cicho dodał.
-No dobra, teraz niech ci będzie Szajbusie, nie martwię się, wiem, że prędzej czy później uda ci się uciec od Malfoyów i na pewno Draco ci w tym pomoże. Domyślam się, że za twoją adopcją siedzi coś cuchnącego, ale teraz się tym nie martw, dasz radę.
-Jasne. Będę wpadał co weekend.
-A reszta mojej hogwardzkiej ludności, uczyć mi się pilnie, bawić jeszcze więcej, uprzykrzać życie Dyrkowi i rozwalcie tą budę!
-Wedle życzenia.- uśmiechnął się szatańsko Judasz.
-Missy, masz świstoklik?
-No jasne.- wyciągnęła przed siebie zgniecioną butelkę po wodzie.
Ojczulek posłał im ostatnie wspierające na duchu spojrzenie i przenieśli się. Wylądowali na obrzeżach Zakazanego Lasu.
-No to co, robimy wielką pompę i ujawniamy naszą przyjaźń, czy oszczędzimy im tego szoku i stopniowo będziemy to pokazywać?- spytał się Smok szczerząc od ucha do ucha.
Posłali między sobą rozbawione spojrzenia i już wiedzieli co począć.
-Z racji tego, że ja razem z Zackiem i Harrym robimy pożegnalną serię dowcipów
-IDZIEMY NA TO!
-To przy jakim stole siadamy?
-Hmmm... Może przy Ślizgonach?
-Nie, oni nas wszystkich zjedzą.- zaśmiała się Lisa.
-Ja głosuję za Krukonami!- zaśmiała się Ruda. Większość potwierdziła jej zdanie, więc postanowili, że siądą przy stole Ravenclawu.
Rozeszli się w różnych kierunkach, bo to byłoby zbyt podejrzane, gdyby jedną wielką grupą wyszli z Zakazanego Lasu, prawda?
Harry z Rudą i Zackiem weszli do Wielkiej Sali. Uczniowie się dopiero zbierali. Stół Nauczycielski także był do połowy pusty.
Podeszli żwawym krokiem do Lisy, Jasona i Magika, którzy już siedzieli przy stole Krukonów. Dość wylewnie się przywitali, co już wzbudziło fale szeptów i ukradkowych spojrzeń wszystkich znajdujących się na sali. A co to było, gdy doszli do nich Ślizgoni? Jakiś Puchon zemdlał z wrażenia, a na sali zapadła cisza.
-Draco! Już jesteś? Myślałem, że przyjdziesz później!- śmiał się Harry, specjalnie mówiąc trochę głośniej. Kolejny Puchon padł, usłyszawszy jak ich Zloty Rycerzyk wita się z jego największym wrogiem.
-A no, tak wyszło Harry. Jestem głodny jak wilk! Po kolacji idziemy zagrać w szachy?
-No jasne, ale najpierw zjedzmy coś.
Usiedli i prawie zaczęli zwijać się ze śmiechu, widząc miny innych, szczególnie Gryfonów i mieszkańców domu Slitherina.
Zaczęli zwyczajną pogawędkę o Quiditchu, książkach, nauce. Przerwał im Dyrektor wstając.
-Witajcie kochani! Mam nadzieję, że przyjemnie wam minęła ta niedziela. Powinniście iść szybko spać, bo jutro ciężki dzień nauki! Ale myślę, że wybaczycie mi, że wam przedłużę trochę kolację. Chciałbym poinformować was wszystkich i samych zainteresowanych, że jutro już będziemy zmuszeni pożegnać się z kilkoma uczniami - Biedny Malfoy, jego koszula została zmoczona sokiem dyniowym, który przywędrował tam z ust Pottera.- Nathalią Campbell, Harrym Potterem, Zachariaszem Colesem i Draconem Malfoyem. Pierwsza trójka została adoptowana i z tego powodu przenoszą się do innych szkół, a pan Dracon Malfoy z woli ojca także zmienia szkołę - Mieli ochotę schować się nawet pod stół, byle tylko uniknąć tych natrętnych spojrzeń.- Chciałbym właśnie teraz życzyć im powodzenia i wznieść ostatni toast za naszych uczniów. Prosiłbym, aby przyszli oni do mojego gabinetu tuż po kolacji. A teraz wam życzę Dobranoc, zmykajcie już do łóżek.
Poczekali aż uczniowie opuszczą salę i dopiero wtedy sami sztywno wstali i ruszyli w stronę gabinetu. Po drodze pożegnali się z przyjaciółmi, którzy życzyli im powodzenia.
Doszli do kamiennej chimery i stuknęli się w czoło. Nie znają hasła.
-Liczmy na to, że nie zdążył zmienić od ostatniego razu - westchnęła Nathalia.- Cytrynowe Dropsy.
Chimera ani drgnęła. Zaczęli wymyślać jakieś nazwy słodyczy, oprócz Harry'ego. On musiał potwierdzić swoje przypuszczenia:
-Pierdolone Cytrynowe Dropsy!
O dziwo, teraz ustąpiła im miejsca. Reszta stała zszokowana, a on nie mógł ustać ze śmiechu.
-Widzicie, mówiliście, że nie, nie, nie, a tu jednak nasz Staruszek nie jest jednak taki grzeczny jak wszyscy myślą, hahahahahaha.
-Nie śmiej się tak, tylko wchodź już.
-Okej, okej, nie bulwersuj się tak Ruda.
Zapukali do drzwi i weszli do gabinetu.
-Chciał nas pan widzieć, Dyrektorze.
-Tak Draco, siadajcie - wskazał im wolne krzesła. - Chciałem was poinformować, że jutro nie musicie iść na lekcje, gdyż o 10 przyjeżdżają wasi nowi opiekunowie. I jeszcze raz, pragnę wyrazić swoje podziękowania, za wspólne lata w tej szkole. Mam nadzieję, że w nowej również będzie się tak powodzić, jak tutaj. I chcę wam pogratulować tak wspaniałych dowcipów w ostatnim czasie.
-Ale skąd pan....
-Nie pytajcie, tylko zmykajcie już do łóżek, jutro czeka was bardzo ciężki dzień. A Harry...- zatrzymał się w drzwiach z pytającym spojrzeniem.- Nie pakuj się w żadne kłopoty i pamiętaj, nie zostawimy ciebie na pastwę losu, będziemy walczyć o ciebie.
Skinął tylko głową i zamknął drzwi. W ciszy dotarł do Grubej Damy. Szkoda, że tam już się ta cisza kończyła.
W Pokoju Wspólnym zgromadził się chyba cały Gryffindor. Każde spojrzenie było zwrócone na jego osobę.
-Co się stało?
-Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?- zaatakował go bez ogródek Seamus.
-A dlaczego miałbym?
-Może dlatego, że jesteś naszym przyjacielem?- warknął Ron.
-Byłem, Ronaldzie, byłem. Jakiego przyjaciela fałszywie się oskarża o próbę gwałtu, nawet nie wysłuchawszy jego wersji wydarzeń? - Ginny siedząca w rogu zrobiła się cała czerwona. - Już nie będziecie musieli więcej mnie widzieć, dobranoc. Ruszył do swojego Dormitorium. Nikt go nie zatrzymywał już.
Korzystając z chwilowej samotności szybko wskoczył pod prysznic i położył się do łóżka. Słysząc, że chłopcy już wrócili, udawał że śpi. Nie przysłuchiwał się ich rozmowie, tylko pogrążył we własnych rozmyślaniach. I tak szybko nie zaśnie.

_____________________________________________

Ta da! 
Dodałam wyjątkowo szybko rozdział, z czego jestem bardzo dumna! *szczerzy się jak psychiczna*
Już od następnego rozdziału zacznie się głóny wątek uhuhuhuhu nie mogę się doczekać waszej reakcji, jak poznacie całą prawdę!
Powinnam się teraz uczyć do Biologii i Wosu, ale i tak mi nic nie wchodziło w głowę, to po co miałam marnować czas, skoro mogę go przeznaczyć na napisanie nowego rozdziału? I takie BUM! Wena wróciła z wakacji, opalona, świeżutka i pełna energii. 
Bardzo się cieszę, że wam się podobał poprzedni rozdział.
Tak więc no... Komentujcie dużo, wytykajcie mi błędy, bo pewnie jest ich tu chmara i cieszcie się życiem!
Boję się siebie, pewnie podzielę teraz los Harry'ego i nie zasnę teraz, bo roznosi mnie energia...
Ale co tam! Może napiszę coś w moim zeszycie? Albo książkę w końcu kontynuuje pisać, bo też ją trochę zaniedbałam...
Nie przedłużam już dłużej.
Do następnego razu kochani!

Wesoła Alex.

środa, 21 maja 2014

Rozdział 20

Wszyscy razem siedzieli przy jednym stoliku, co chwilę wybuchając śmiechem. Nasze towarzystwo było już lekko wstawione. Lekko? Mało powiedziane. Ale do konkretów. Kto jeszcze siedzi i chleje, a nie powinien, z powodu dużego nadmiaru promili? Czarny! Jako nowy musiał przejść swój chrzest, który nadawał mu pełnoprawne członkostwo. Na czym on polegał? Och, na pewno nie zapomni tego do końca życia...
-Nasz drogi Czarny, z racji tego, że jesteś nowy..- zaczęła szeroko uśmiechnięta Fox z niebezpiecznymi iskierkami w oczach.
-Mam się bać?
-Jak każdy z nas, kiedy tu dołączał...
-Może jednak się wycofam?
-Musisz przejść swój chrzest!
-Jezu, w co ja się wpakowałem..- jęknął.
-Każdy to przechodził to i ty dasz radę.- zaśmiał się fioletowłosy.
-Dobra, jestem gotów!
-Musimy sprawdzić, jaki z ciebie imprezowicz!
-Co...
-Od każdego z nas dostaniesz zadanie. Jak je dobrze wykonasz pijesz kieliszek Whisky, a jak źle- 3. Rozumiesz?
-Czy wyście poszaleli?!- przeraził się - Ale jestem gotów! Kto zaczyna?
-Ja, jako że jestem najstarszy.- uśmiechnął się szeroko Szefunio. - To co ci tu dać na początek... O! Widzisz tamtych dwóch kolesi?- wskazał na dwóch typków w podeszłym wieku siedzących przy barze.- Są gejami. Ty masz przekonać ich, że jesteś nimi zauroczony i masz ochotę na mały trójkącik. Zgadzasz się?
Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Czarny siedział przerażony. Ale Potter, jak to Potter, lubi mocne wyzwania, więc wstał bez słowa i ruszył w stronę "obiektów westchnień". Ekipa zaczęła się jeszcze głośniej śmiać i dopingować go. Na to chłopak odwrócił się i uprzejmie pokazał im środkowy palec. Później nie zwracał na nich uwagi.
-Dzień dobry panom, piękna pogoda na dworze prawda?- oparł się o blat pomiędzy facetami. Brunet i blondyn, oboje o niebieskich oczach, wyglądali na zwykłych, przystojnych czarodziei.
-A dzień dobry, dobry. Zgadzam się, a ty Nick?- brunet puścił oczko do towarzysza.- A co takiego uroczego młodzieńca sprowadza w nasze towarzystwo?
-Z poufnych źródeł dowiedziałem się, że panowie tak jak ja, wolą płeć brzydszą. A muszę powiedzieć, że jestem na prawdę oczarowany waszą urodą. Może zamówię nam po drinku, oczywiście na mój koszt?
-Och nie nie nie, to ja zapłacę. Może porzućmy te formalności i przejdźmy na ty. Jestem Nick, ten obok to Ed.- uśmiechnął się do Pottera z tajemniczym błyskiem w oku.- Marley! Proszę 3 Ogniste!
-Już się robi Nick!
-Zdradzisz nam swoje imię?
-Jestem Harry, tyle wam na razie wystarczy.- starał się trzymać emocje na wodzy, aby nie zdradzić gry.
-Piękne imię dla przystojnego mężczyzny.- Zamówienie wylądowało przed nimi.- No to co? Za twoje zdrowie Harry!
Szybko opróżnili szklanki. Poczuł jak za nim, niby przypadkowo przechodzi, chyba Lisa, szepcząc mu, żeby się pośpieszył. Czyli trzeba brać się konkretnie za wykonywanie zadania.
Niby przypadkowo oparł się dłońmi o kolana jego towarzyszy, pod pretekstem poprawienia się. Oboje posłali mu już lekko zamroczone alkoholem i narastającym podnieceniem spojrzenia. Zaczynało się robić niebezpiecznie, ale musiał to doprowadzić do końca.
*Zack*
-No to, niedługo wyjeżdżasz razem z Nowym, prawda?- zapytał się Nat Ojczulek.
-Eh niestety, będziemy musieli was opuścić.- spuściła wzrok.- Ale to nie znaczy, że o was nie zapomnimy! Będziemy pisać dużo listów i od czasu do czasu wpadać, jeszcze będziecie mieć nas dość!
-No mamy nadzieję! O nas się nie da zapomnieć!- zaśmiała się Fox. 
Nie włączyłem się do dyskusji, ponieważ próbowałem odszukać Pottera. Gdzie on się podział do cholery? Może za mocno się zaangażował? Hahahaha niemożliwe.
-Przerwę wam, ale mam jedno zasadnicze pytanie. Gdzie podział się Czarny?
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale natychmiast przenieśli wzrok na bar, gdzie ostatnio go widziano. Widocznie nie tylko ja straciłem go z oczu, ale najzabawniejsze było to, że jego towarzyszy też nigdzie nie było widać.
-Ohoho, czyżby znalazł sobie towarzyszy życia?- zaśmiał się Wujaszek.
-Wszystko jest możliwe hahaha- dołączyła do niego Lisa.
-Pewnie teraz siedzą na zapleczu i nieźle się bawią hahaha.
-Zgadliście.
Wszyscy się odwróciliśmy i oczywiście kto stał za naszymi plecami? Harry! 
-Uuuuu, co się tam działo, wiesz jak wyglądasz? Masz całe potargane włosy i górne guziki od koszuli rozpięte hahaha- śmiała się Ruda.
-To nie jest śmieszne! Ledwo co się wydostałem! Chcieli mnie pożreć! Zgwałcić! Nie wiadomo co jeszcze!
-Ale musiało ci się podobać, co hahahaha- dorzuciłem swoje 3 grosze.
-Zamknij mordę, bo możesz pozbyć się swoich zębów.
-Uuuu, ktoś się mocno wkurzył!
-Fray...
-Dobra dobra, zamykam się już!
-Dawajcie mi już ten kieliszek i w bonusie podrzućcie jeszcze całą butelkę, bo to było za dużo jak na moje nerwy.
-A to jeszcze nie koniec!- śmieli się wszyscy.
I w ten oto sposób, nasza ekipa doprowadziła biednego Harry'ego do stanu zwanego dużą nietrzeźwością, chociaż i to jest delikatnie powiedziane. Impreza wciąż trwała w najlepsze. O, właśnie teraz rozpoczyna się koncert rockowo-operowy w wykonaniu naszego hmm... jubilata? Chyba można go tak nazwać. Dołączyli się do niego Wujaszek ze Smoczkiem. Przedstawienie mogłoby być, przysięgam na wszystkie cuda, na prawdę fajne, gdyby nie to, że wypłoszyli połowę klubu swoim... ekhm... "śpiewem". Ale za to nasza zgraja podpitych idiotów kibicowała im gorąco.
Naszych śpiewaków tak poniósł ich śpiew i doping przyjaciół, możliwe że też dzięki alkoholowi, że wspięli się na blat baru i zaczęli śpiewać do pustej butelki wykonując przeróżne akrobacje. Mieli szczęście, że klub jest magicznie wyciszony, ponieważ dochodziła już 6 rano.
To całe przedstawienie ściągnęło do sali Szefunia, który wyszedł po jakimś czasie, wymigując się robotą papierkową. Stanął oniemiały w wejściu. Nie wiedział co najpierw miał zrobić, musi przede wszystkim ogarnąć towarzystwo, które zostało już same. (pewnie przez niewątpliwie świetny koncert ;) Oni jeszcze tego nie zauważyli, bawiąc się w najlepsze. Wszędzie walało się 3 razy więcej śmieci niż po normalnej dyskotece, kilka stolików spisał na straty, połamane krzesła także i już stąd mógł dostrzec zarysowany blat baru. Jared pewnie zobaczył, że wszyscy klienci pouciekali i siedzi na zapleczu. Nie dziwimy mu się, prawda?
-DOBRA KONIEC TEGO DOBREGO DZIECIAKI!
On to jednak miał siłę przebicia. Wszyscy ucichli patrząc na niego zdziwieni. Ale ta chwila szybko się ulotniła...
-Ojciulku kochaaaaaany!- Zeskoczył z blatu Potter.- Wies jak barsdo sie kochaaaam, plawda?- bełkotał biegnąc do niego. Po drodze się potknął, ale szybko powrócił do w miarę prostej podstawy. Wpadł w ramiona biednego mężczyzny.- Chces do nas dolącić, plawda? Oh jasne zie chcies! Chodź do nas!
Na szczęście pijany chłopak nie miał tyle siły, aby go pociągnąć do baru, ale nadal próbował. Biedny Ojczulek załamał się w myślach, układając sobie w głowie plan działa.
-Dobra, idziemy spać. Wieczorem będziecie się martwić problemami. Raz, raz! Ruszać się!
-Ale mi chseeeeemy się jescie baaaaaaaawić!- jęknął prawdopodobnie Zack.
-Mieliście na to całą noc, teraz idziecie spać, bo nie nadajecie się do niczego, wyglądacie jak siedem nieszczęść.
Ci, co mogli jeszcze chodzić o swoich siłach, sami przeszli do ich kwater, w między czasie wrócił Jared to pomógł wziąć Wujaszka i Judasza, a Michael wziął Pottera. Wspólnymi siłami wepchnęli wszystkich do łóżek i mogli na chwilę w końcu odetchnąć. Teraz czekało ich wielkie sprzątanie i liczenie strat. Wiedział, że to zły pomysł pozwalać im tak zabalować, ale to już u nich tradycja przy "nowych" ludziach.
-Miejmy tylko nadzieję, że ich poranny koncert nie odstraszył nam stałych klientów.- zażartował Jared.
-To może być poważny problem...

***
Chciałam, aby ten rozdział był dłuższy, ale niepotrzebnie bym przedłużała no i byłby pewnie dodany później :/
Bardzo przepraszam jak zwykle eh.
Bardzo się cieszę, że spodobała wam się niespodzianka, na prawdę! :D
Prawdopodobnie przebrnęliśmy przez te początki, niedługo zacznie się główny wątek opowiadania! Chyba, że coś jeszcze w między czasie wymyślę haha. Nie mogę się doczekać waszej reakcji na następne rozdziały! Większość pewnie nawet się nie domyśla, co w nich się będzie działo!
Kocham was.
Komentujcie dużo hihi.

Alex.

P.S. Jak tam oceny? Dużo poprawek? Nie no, wiem, że się dobrze uczycie ^^